W związku z 100. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości.

OŚWIADCZENIE

w związku z 100. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości.

W 2018 roku obchodzimy 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, co powinno być okazją nie tylko do świętowania tego wiekopomnego wydarzenia, ale przede wszystkim powodem do refleksji nad obecnym stanem Rzeczypospolitej. Droga, którą przebyliśmy od upadku naszej państwowości w XVIII wieku, aż do powrotu Państwa Polskiego na mapę Europy w 1918 roku jest dość dobrze znana i opisana. Dlatego w niniejszym oświadczeniu chcemy się skupić na tym, jak Polacy wykorzystali odzyskaną wolność, a także omówić aktualną sytuację Polski.

Kiedy 100 lat temu nasi przodkowie odbudowywali Państwo Polskie po ponad wiekowej niewoli, w czasie której było ono rozdarte między trzech zaborców, wspólnie czuwających nad tym, aby się nigdy nie odrodziło, to wtedy naród polski stanął przed ogromnym wyzwaniem. Polacy musieli wielkim wysiłkiem i poświęceniem odbudować swój kraj zniszczony przez działania wojenne i rabunkową eksploatację okupantów. Musieli zmagać się z antypolskimi intrygami na forum międzynarodowym oraz wrogimi działaniami mniejszości narodowych i komunistów dążących do wywołania rewolucji bolszewickiej w Polsce. Musieli wreszcie „krwią i żelazem” wyrąbać granice odrodzonego państwa, walcząc z sąsiadami dążącymi do zagarnięcia terytoriów, które nam się słusznie należały, bowiem przez wiele wieków wsiąkała w te ziemie krew żołnierza polskiego walczącego w ich obronie oraz pot polskiego chłopa, mieszczanina i szlachcica, którzy pracowali nad ich zagospodarowaniem. Musieli również zmagać się z największym zagrożeniem dla świeżo odzyskanej niepodległości, którym był najazd bolszewicki w 1920 roku, mający na celu przejście „po trupie Polski” do Europy, aby szerzyć na całym kontynencie czerwony terror. I pomimo tego, że naród polski był umęczony długoletnią wojną światową, w której stracił kilkaset tysięcy żołnierzy walczących z przymusu w armiach państw zaborczych, to jednak wykrzesał z siebie ogromne pokłady siły i zjednoczony stanął do walki, aby odnieść wspaniałe zwycięstwo, które uchroniło nas od zagłady i ocaliło Europę przed barbarzyństwem komunistycznym.

Polacy u zarania niepodległości musieli przezwyciężyć wiele poważnych problemów społecznych, gospodarczych i politycznych. I nawet w atmosferze ostrej rywalizacji stronnictw potrafili się porozumieć w sprawach fundamentalnych, tworząc podwaliny niepodległej Rzeczypospolitej. Powołano rząd jedności narodowej pod kierownictwem Ignacego Paderewskiego i dzięki wysiłkom Komitetu Narodowego Polskiego pod przywództwem Romana Dmowskiego zapewniono Polsce miejsce przy stole obrad konferencji pokojowej w Wersalu. W drodze zjednoczenia różnych formacji wojskowych utworzono Wojsko Polskie, na czele którego stanął marszałek Józef Piłsudski. Przeprowadzono też wybory do Sejmu Ustawodawczego, który pod przewodnictwem Wojciecha Trąmpczyńskiego uchwalił 17 marca 1921 roku Konstytucję Rzeczypospolitej. W tamtym czasie nie brakowało różnych koncepcji urządzenia odzyskanego państwa, ale żaden z antagonistów politycznych, oczywiście poza komunistami, nie kwestionował sensu istnienia niepodległego Państwa Polskiego.

Z tym aktem dziejowej sprawiedliwości nie mogły się natomiast pogodzić dawne państwa zaborcze. Już kanclerz niemiecki, Josef Wirth, otwarcie deklarował, że celem jego polityki jest „wykończenie Polski”, którą pogardliwie określał mianem państwa sezonowego. Doprowadził też w 1922 roku do podpisania układu w Rapallo, którym zapoczątkował bliską współpracę Niemiec i Rosji sowieckiej, dążących do obalenia porządku wersalskiego i zniszczenia Państwa Polskiego. Służyły temu prowadzone przez te kraje intensywne działania wywiadowcze oraz wspieranie organizacji terrorystycznych, których aktywność była wymierzona w żywotne interesy Rzeczypospolitej. Niemcy zgłaszali też roszczenia terytorialne wobec Polski i nie omieszkali wykorzystać swojej dominującej pozycji w zakresie wymiany handlowej do destabilizacji naszego kraju, co doprowadziło do wojny celnej. Kulminacją współpracy niemiecko-sowieckiej było zawarcie 23 sierpnia 1939 roku paktu Ribbentrop-Mołotow, będącego w istocie IV rozbiorem Polski i przyczyną wybuchu największego w dziejach ludzkości konfliktu zbrojnego. Najwymowniejszym podsumowaniem współdziałania obu zbrodniczych reżimów była wypowiedź Mołotowa, który z zadowoleniem oświadczył, że w wyniku wspólnej ofensywy wojsk niemieckich i sowieckich „nic nie pozostało po tym bękarcie traktatu wersalskiego”.

II Rzeczpospolita nie była państwem idealnym, a rządzący nią ludzie popełnili wiele brzemiennych w skutki błędów, ale niewątpliwie była państwem suwerennym, prowadzącym własną i niezależną politykę, oczywiście na miarę ówczesnych możliwości, które, o czym trzeba pamiętać, były mocno ograniczone. Borykaliśmy się przecież ze skutkami zaborów i zniszczeń wojennych. Kraj był biedny, a wiele jego regionów było zacofanych cywilizacyjnie. Odzyskaniu niepodległości w 1918 roku sprzyjała pomyślna koniunktura międzynarodowa i klęska trzech państw zaborczych, ale ta korzystna sytuacja trwała bardzo krótko i po Rapallo wzmógł się ponownie nacisk ze strony Niemiec i Związku Sowieckiego. Towarzyszyło temu ciągłe wrzenie wśród mniejszości narodowych, które stanowiły około 30% ogólnej liczby ludności naszego kraju i najczęściej nie akceptowały swojej przynależności państwowej, co nierzadko przejawiało się działalnością terrorystyczną i antypaństwową podejmowaną przez ich przedstawicieli. Elita polityczna dopiero się kształtowała, a działo się to często w ogniu zażartej walki, czego przykładem był zamach majowy w 1926 roku. Niemniej jednak dokonania naszych przodków jeszcze długo będą nas współczesnych wprawiały w zakłopotanie, bowiem ogrom wyzwań, przed jakimi stanęli i ich osiągnięcia na polu działalności społecznej, gospodarczej i ustrojowej, z których po dzień dzisiejszy korzystamy, są powodem do dumy, ale także ukazują nam bylejakość obecnej polityki polskiej.

Kres istnieniu II Rzeczypospolitej położyła klęska zadana nam w 1939 roku przez niemieckich i sowieckich agresorów oraz zdrada „sojuszników” zachodnich, którzy porzucili nas na pastwę najeźdźców. Zdrady dopuściły się również mniejszości narodowe, których przedstawiciele dokonywali aktów dywersji i sabotażu, witali wrogie wojska bramami triumfalnymi i ochoczo uczestniczyli w procesie eksterminacji Polaków, wstępując w szeregi okupacyjnego aparatu terroru. Naród polski zapłacił wielką cenę za stawienie oporu agresorom i pragnienie życia we własnym niepodległym państwie. W czasie II wojny światowej dokonano na naszym społeczeństwie straszliwych aktów ludobójstwa, których ofiarą padło ponad 6 milionów obywateli polskich. Polacy ginęli masowo w niemieckich obozach koncentracyjnych i sowieckich łagrach, w niezliczonych egzekucjach i skrupulatnie zaplanowanych akcjach likwidacyjnych, uderzających szczególnie w inteligencję polską. Umierali z głodu i chorób podczas deportacji w głąb Związku Sowieckiego i w trakcie niewolniczej pracy u Niemców. Ginęli także w barbarzyńskich rzeziach dokonywanych przez zwyrodnialców ukraińskich, którzy na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej wymordowali ponad 100 tys. naszych rodaków. Do rachunku krzywd należy również doliczyć ogromny rabunek przez okupantów polskiego majątku narodowego, dóbr kultury i zasobów naturalnych oraz wielkie rozmiary zniszczeń, jakich się dopuścili na terytorium naszego kraju, czego najwymowniejszym przykładem była zagłada Warszawy. Nie można też zapominać o haniebnym procederze rabunku 200 tys. dzieci polskich, poddanych procesowi germanizacji i przekazanych rodzinom niemieckim, z których jedynie niewielka część powróciła po wojnie do Polski. Dlatego jest wielką niesprawiedliwością, że do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy od sprawców naszych cierpień stosownej rekompensaty za doznane krzywdy.

Polacy stawili bohaterski opór najeźdźcom i przez cały okres II wojny światowej walczyli po stronie koalicji antyniemieckiej, tworząc liczne regularne formacje wojskowe oraz rozbudowując podziemny ruch oporu w okupowanym kraju. W walce poległo 150 tys. żołnierzy polskich. Państwo Polskie poniosło największe straty biologiczne i materialne spośród wszystkich państw dotkniętych skutkami zawieruchy wojennej, a pomimo to wytrwało po stronie aliantów aż do ostatecznej kapitulacji Niemiec. W okupowanej Polsce nie było przejawów kolaboracji z Niemcami, z jakimi spotykano się w innych krajach Europy zajętych przez wojska niemieckie, gdzie tworzono marionetkowe rządy współpracujące z władzami okupacyjnymi. Polski rząd na uchodźstwie lojalnie współdziałał z aliantami, żołnierze polscy dochowali wierności sojusznikom, a nasze społeczeństwo wegetujące pod okupacją niemiecką nie czekało biernie na wyzwolicieli, podejmując często heroiczną walkę z bezwzględnym wrogiem. Dlatego mieliśmy prawo oczekiwać od aliantów sprawiedliwego zadośćuczynienia za polski wkład w zwycięstwo nad III Rzeszą. A co dostaliśmy w zamian?

Polskę potraktowano na konferencjach w Teheranie, Jałcie i Poczdamie jak najgorszego wroga. Nie tylko nie zrekompensowano nam strat wojennych, bowiem reparacje od Niemiec mieliśmy otrzymać za pośrednictwem Związku Sowieckiego (15% puli sowieckiej), co faktycznie nigdy nie nastąpiło, to jeszcze Armia Czerwona doszczętnie ograbiła Ziemie Odzyskane. Dokonano też bezprzykładnego zaboru naszych Kresów Wschodnich, ponieważ zgodnie z postanowieniami Wielkiej Trójki ziemie położone na wschód od Bugu, należące w 1939 roku do Polski, zostały podarowane Stalinowi. Konsekwencją tego rozboju stało się wygnanie ogromnej rzeszy Polaków z ich ojcowizny oraz utrata majątku wypracowanego przez wiele pokoleń naszych rodaków. Jednak nie był to koniec klęsk, jakie spadły na Polskę, ponieważ „sojusznicy” zachodni po raz kolejny zdradzili nas i oddali we władanie sowietom, którzy przy pomocy terroru, fałszerstw wyborczych i zmasowanej propagandy zainstalowali w naszym kraju marionetkowy rząd komunistyczny. W czasie drugiej okupacji sowieckiej poddano represjom liczne rzesze Polaków, a wiele tysięcy patriotów polskich zostało zamordowanych, zesłanych w głąb Związku Sowieckiego lub skazanych na długoletnie więzienie. Wielką ofiarę ponieśli żołnierze powojennego podziemia antykomunistycznego, których tropiono jak dzikie bestie i okrutnie mordowano w katowniach ubeckich. Na wieczne wygnanie skazano również ponad 500 tys. Polaków, którzy nie mogli powrócić do kraju, ponieważ nie akceptowali reżimu komunistycznego. Proces sowietyzacji Polski przejawiał się także we wściekłych atakach na instytucje kościelne, w niszczeniu wszelkich przejawów niezależnej od komunistów działalności społecznej i politycznej oraz w upaństwowieniu własności prywatnej i w dążeniu do całkowitej kolektywizacji wsi. W wyniku tych działań zdławiono opór naszego społeczeństwa, a Polska na pół wieku stała się bezwolnym satelitą imperium sowieckiego. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie gorliwa kolaboracja ze zbrodniczym systemem polskojęzycznych renegatów, rekrutujących się spośród „rodzimych” komunistów i tzw. postępowców oraz z mętów społecznych i przedstawicieli mniejszości narodowych, wśród których prym wiedli aparatczycy partyjni i funkcjonariusze bezpieki pochodzenia żydowskiego. Nad lojalnością władz PRL-u wobec władców Kremla i posłuszeństwem społeczeństwa polskiego czuwali namiestnicy sowieccy, którzy dysponowali rozbudowaną agenturą oraz licznym kontyngentem wojsk sowieckich stacjonujących na terytorium naszego kraju.

Polacy, w tych niekorzystnych okolicznościach, musieli się zmagać z głębokim uzależnieniem politycznym od Moskwy i rabunkową eksploatacją zasobów gospodarczych, co w wielkim stopniu utrudniało nasz rozwój. A jednak pomimo przytłaczającego jarzma dominacji sowieckiej i dyletanctwa rządów komunistycznych odbudowaliśmy swój kraj ze zniszczeń wojennych i zagospodarowaliśmy Ziemie Odzyskane. W tamtym czasie zrealizowano też wiele inwestycji i rozbudowano różne gałęzie przemysłu, co było możliwe dzięki rozwijającej się rodzimej myśli technicznej i ogromnemu poświęceniu społeczeństwa, które nierzadko wegetowało w warunkach urągających godności ludzkiej. Polacy ocalili również namiastki gospodarki wolnorynkowej, w postaci rolnictwa indywidualnego i rzemiosła oraz obronili Kościół katolicki, który stał się ostoją działalności antykomunistycznej. Naszą drogę do wolności wytyczały kolejne zrywy robotnicze podejmowane w latach 1956, 1970, 1976 i 1980, których zwieńczeniem było powstanie NSZZ „Solidarność”. Polacy walczyli wtedy nie tylko o poprawę swojej sytuacji bytowej, która w warunkach niewydolnego systemu komunistycznego stale się pogarszała, ale także podnosili postulaty wolnościowe. Reżim komunistyczny brutalnie i krwawo pacyfikował te protesty, strzelając do robotników na ulicach miast i w zakładach pracy oraz maltretując i osadzając w więzieniach tysiące opozycjonistów. Kulminacją prześladowań był stan wojenny wprowadzony 13 grudnia 1981 roku przez juntę wojskową Jaruzelskiego, w wyniku którego wiele osób zostało zabitych przez milicję podczas pacyfikacji strajków i rozpędzania demonstracji lub zamordowanych przez tzw. nieznanych sprawców. Tysiące Polaków było wtedy represjonowanych, a cały kraj pogrążył się w kryzysie gospodarczym. Z powodu prześladowań politycznych i pogłębiającej się nędzy materialnej w latach 1980–1989 wyemigrowało z Polski około 1,3 mln osób, w przeważającej mierze ludzi młodych i dobrze wykształconych, co niewątpliwie zahamowało rozwój naszego kraju i doprowadziło do osłabienia polskiego potencjału demograficznego.

W końcowych latach PRL-u system nakazowo-rozdzielczy osiągnął już taki poziom nieefektywności i marnotrawstwa, że wystąpiła stagnacja gospodarcza, a ponad 80% produktów było niedostępnych na rynku. Gospodarkę wyniszczała też szalejąca hiperinflacja, a przez braki w zaopatrzeniu kwitły korupcja i czarny rynek. Katastrofalną sytuację pogłębiały niekorzystne umowy handlowe ze Związkiem Sowieckim, ponieważ sprzedawano tam towary po mocno zaniżonych cenach. Negatywny wpływ na gospodarkę wywierały także sankcje nałożone przez USA oraz ogromne koszty obsługi długów zagranicznych zaciągniętych przez ekipę Edwarda Gierka. Efektem ostrego kryzysu była bieda i zapaść cywilizacyjna, a także ogłoszenie przez władze PRL niewypłacalności i faktyczne bankructwo niereformowalnego systemu gospodarczego. Narastająca wśród Polaków frustracja mogła w każdej chwili doprowadzić do masowego wybuchu społecznego, który mógł całkowicie pozbawić komunistów władzy, tym bardziej, że nie działał już straszak interwencji sowieckiej. Upadek reżimu komunistycznego był już przesądzony, zwłaszcza, że Związek Sowiecki pogrążył się w głębokim kryzysie ekonomicznym i politycznym, który w parę lat później doprowadził do jego rozpadu i wybicia się na niepodległość narodów ciemiężonych przez władców Kremla.

 Władze komunistyczne doskonale zdawały sobie sprawę z powagi sytuacji. Dlatego opracowały i wdrożyły w życie perfidny plan „ucieczki do przodu”, którego efektem był układ zawarty w Magdalence i przy Okrągłym Stole z dobraną przez szefa bezpieki opozycją. W wyniku tej zmowy powstała III Rzeczpospolita, będąca swoistą Republiką Okrągłego Stołu, do której niejako aportem wniesiono „doświadczone” kadry reżimu komunistycznego, czego najwymowniejszym symbolem była postać dyktatora PRL-u, Wojciecha Jaruzelskiego, który stał się jej pierwszym prezydentem. Komuniści zapewnili sobie również 65% miejsc w Sejmie, wyłonionym w wyborach kontraktowych w czerwcu 1989 roku, co w połączeniu z penetracją większości ugrupowań politycznych i organizacji społecznych przez ich agenturę dało im całkowitą kontrolę nad procesem transformacji ustrojowej. Dzięki temu zapewnili sobie nie tylko bezkarność za zbrodnie popełnione w okresie PRL-u, ale także szerokie możliwości uwłaszczenia się nomenklatury komunistycznej na majątku narodowym, co utorowało im drogę do ponownego uchwycenia władzy, sprawowanej przez nich w latach 1993–1997 i 2001–2005 oraz umożliwiło dwukrotny wybór Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta RP w 1995 i 2000 roku. W tym miejscu należy podkreślić zasadniczą różnicę w podejściu do odbudowy niepodległego Państwa Polskiego, bowiem o ile nasi przywódcy w 1918 roku opierali się wyłącznie na środowiskach niepodległościowych, rezygnując ze współpracy z ugrupowaniami wcześniej lojalnymi wobec państw zaborczych, to w 1989 roku postąpiono zupełnie inaczej. Aktem założycielskim III Rzeczypospolitej stało się porozumienie podpisane przy Okrągłym Stole, uzgodnione wcześniej na tajnych schadzkach w Magdalence, które nie tylko dopuszczało komunistów do udziału we władzy, ale czyniło z nich faktyczny fundament nowego systemu politycznego. I w tej właśnie zmowie należy upatrywać głównych przyczyn słabości naszego obecnego państwa, bowiem rządzący nim politycy od samego początku koncentrowali się wyłącznie na umacnianiu wpływów swoich mafii politycznych, a nie na rozwoju Polski i obronie jej suwerenności. Świadczy o tym zadziwiająca łatwość, z jaką oddali nasz kraj na łup międzynarodowym lichwiarzom i całkowite poddanie się nakazom Unii Europejskiej, czego dobitnym przykładem jest narzucenie Polsce traktatu lizbońskiego, który faktycznie pozbawił nas suwerenności.

Układ zawarty przez komunistów z koncesjonowaną opozycją rozpoczął nowy etap w historii Polski, bowiem od tego momentu trwa nieprzerwanie proces grabienia i demontażu naszego państwa oraz umacniania się wpływów „elit” polityczno-finansowych ukształtowanych na początku transformacji ustrojowej. Pod kierownictwem marksisty Leszka Balcerowicza i pod nadzorem „doradców” zagranicznych zastosowano w gospodarce polskiej tzw. terapię szokową, która pociągnęła za sobą ogromną falę bankructw rodzimych zakładów produkcyjnych i wielką skalę bezrobocia. Otwarto rynek krajowy na nieograniczoną ekspansję obcego kapitału, a majątek narodowy był rozkradany pod przykrywką prywatyzacji przez koncerny zagraniczne i „rodzimych” oszustów. Społeczeństwo polskie wbrew zapewnieniom składanym przez kolejne ekipy rządowe nigdy nie zostało uwłaszczone na majątku narodowym, natomiast dość skutecznie zostało z wszelkich praw do niego wywłaszczone. Dzieje III Rzeczypospolitej, szczególnie w początkowym stadium jej istnienia, to także nieprzerwane pasmo afer oraz nieudolnych prób rozliczenia sprawców tych przestępstw, które wskazują na chroniczną niemoc organów państwowych i brak woli u decydentów politycznych.

W atmosferze całkowitej bezkarności doprowadzono do zniszczenia lub wrogiego przejęcia przez koncerny zagraniczne wielu gałęzi polskiego przemysłu i handlu, ograniczono produkcję rolną i zlikwidowano rybołówstwo oraz zawłaszczono system bankowy. Ogromnie na tym zyskały obce państwa, szczególnie Niemcy, które odgrywają wiodącą rolę w Unii Europejskiej i narzucają za jej pośrednictwem korzystne dla siebie rozwiązania prawne. Nadmierne uprzywilejowanie obcego kapitału oraz całkowita swoboda transferu za granicę ogromnych i nieopodatkowanych zysków, w połączeniu z narastającym uciskiem fiskalnym wobec rodzimych przedsiębiorstw, spowodowały, że Polska stała się faktycznie kolonią zarządzaną przez gorliwych akwizytorów cudzych interesów. Przekształcono nasz kraj w rezerwuar surowców i taniej siły roboczej oraz odbiorcę nadwyżek produkcyjnych z Unii Europejskiej i Chin. Wszelkie koszty podejmowanych „reform”, które najczęściej prowadziły donikąd, przerzucono na barki społeczeństwa pozbawionego perspektyw na lepsze życie we własnym kraju, co przejawiło się masową emigracją Polaków, poszukujących rozpaczliwie możliwości poprawy swojej egzystencji. W chwili obecnej poza granicami naszego państwa przebywa już ponad 2,5 mln polskich emigrantów zarobkowych. Należy też podkreślić, że wyjeżdżają przeważnie ludzie młodzi i dobrze wykształceni, w dodatku coraz częściej deklarujący chęć pozostania za granicą na stałe, a bez ich udziału trudno sobie wyobrazić rozwój Polski. Niestety, kolejne rządy nie robią nic, aby zachęcić naszych rodaków do powrotu z emigracji, próbują za to wypełnić lukę demograficzną masowym sprowadzaniem obcych imigrantów, w szczególności ukraińskich.

W kraju rozpanoszyła się wszechwładna biurokracja, a korupcja, nepotyzm, kolesiostwo i arogancja stały się chlebem powszednim w życiu publicznym. Awans społeczny nie jest uwarunkowany osobistym zaangażowaniem i posiadanymi zdolnościami, lecz pokrewieństwem lub znajomością z politykami będącymi aktualnie przy władzy. Pasożytnicza klasa polityczna urządziła się wygodnie na koszt podatników i domaga się ciągle nowych przywilejów, jednocześnie wysługując się zagranicznym ośrodkom decyzyjnym. Jak za czasów przedrozbiorowych po salonach nadwiślańskich krążą ambasadorzy i agenci obcych wpływów, którzy gorliwie zabiegają o realizację zleceń swoich mocodawców. Sprzyja temu fakt, że w polityce polskiej dominują bezideowi karierowicze, moralne karły i osobnicy o mentalności niewolniczej, ukształtowanej jeszcze w czasach systemu komunistycznego, zawdzięczający często swoją karierę opiece możnych protektorów. Oni właśnie gotowi są sprzedać Polskę za cenę własnego awansu, co jest dla nich tym łatwiejsze, że nie mają jakiejkolwiek wizji rozwoju naszego państwa. Dążą więc do jego demontażu i wcielenia do imperium unijnego, które starają się usilnie budować brukselscy technokraci wspierani przez rosnące w siłę Niemcy. Krajowi politykierzy, aby odwrócić uwagę społeczeństwa polskiego od swoich podłych i podstępnych poczynań, wszczynają kolejne konflikty wewnętrzne, które w istocie sprowadzają się do tego, kto zajmie lepsze miejsce przy korycie państwowym. Stale też manipulują Polakami, próbując im wmówić konieczność poniesienia ofiary z niepodległości na rzecz budowania „lepszej” przyszłości w Unii Europejskiej. Ile to razy słyszeliśmy z ust polityków tzw. głównego nurtu o tym, że Polska rośnie w siłę, a nasza pozycja w świecie jest coraz mocniejsza. Jednak rzeczywistość brutalnie obnażyła fałsz głoszonej przez nich propagandy, którą rozsiewają za pośrednictwem mediów należących w większości do kapitału niemieckiego.

Prawda jest zaś taka, że Państwo Polskie trawione kryzysem wewnętrznym ma bardzo słabą pozycję międzynarodową, bowiem, gdy upadał Związek Sowiecki, to z winy polityków okrągłostołowych zmarnowano szansę wybicia się na niepodległość. O ile można uznać przynależność do NATO za czynnik wzmacniający nasze bezpieczeństwo, to akcesja na niekorzystnych warunkach do Unii Europejskiej stała się hamulcem naszego rozwoju. Wielu Polaków dało się zwieść fałszywej propagandzie i uznało, że to środki unijne i „troska” brukselskich komisarzy przyczyniają się do poprawy jakości ich życia. Tymczasem prawda jest zgoła inna, ponieważ koszty członkostwa w Unii przewyższają obiecane korzyści, a faktycznie wszystko, co obecnie posiadamy, zawdzięczamy głównie swojej ciężkiej pracy. Dotacje unijne nie rekompensują nam rozmiarów spustoszenia, jakie czynią na naszym rynku koncerny zagraniczne. W dodatku obarczone są wysokim kosztem utrzymania licznej biurokracji i drenowane są przez obce firmy, które przechwytują większość realizowanych kontraktów i transferują ogromne nieopodatkowane zyski za granicę. W tej sytuacji nie można się dziwić, że pomimo modernizowanej infrastruktury nie poprawia się znacząco zamożność naszego społeczeństwa, co w oczywisty sposób wpływa na wzrost liczby emigrantów.

Czas więc na to, aby spojrzeć prawdzie w oczy. Polska wbrew zapewnieniom kłamliwych polityków nie jest obecnie państwem niepodległym, ponieważ jest formalnie zależna od nakazów Brukseli i od nieformalnych wpływów innych ośrodków zagranicznych. Nie jest też państwem suwerennym, ponieważ nie posiada zdolności do niezależnego sprawowania władzy oraz samodzielnego podejmowania decyzji w sprawach wewnętrznych i zewnętrznych. Świadczy o tym najwymowniej kapitulacja przed dyktatem unijnym w kwestii reformy sądownictwa i uległość wobec żądań środowisk żydowskich. Nie możemy bez zgody czynników zagranicznych przeprowadzić żadnych reform, które mogłyby się przyczynić do wzrostu naszej niezależności. Ingerencja w nasze sprawy wewnętrzne posunęła się już do tego stopnia, że Unia narzuca Polakom rozwiązania wkraczające w sferę ich życia prywatnego i obyczajów, czego najlepszym przykładem jest promocja zgnilizny moralnej w postaci „ideologii” gender i multikulturalizmu. W polityce polskiej zarysowuje się też coraz bardziej podział na unionistów, którzy bez względu na negatywne konsekwencje dążą do pogłębienia integracji Polski ze strukturami Unii Europejskiej oraz na patriotów, którzy chcą ratować nasz kraj przed upadkiem. Niestety, na razie większość stanowią ci pierwsi, bowiem zdominowali skład parlamentu i rządu oraz wywierają przemożny wpływ na funkcjonowanie aparatu administracyjnego, sądownictwa, gospodarki i mediów. Obecni są we wszystkich ugrupowaniach parlamentarnych i ponad podziałami pracują nad utrzymaniem Polski w stanie zależności od obcych wpływów.

Z przedstawionego bilansu wynika, że Państwo Polskie od momentu odzyskania niepodległości było suwerenne tylko w okresie II Rzeczypospolitej. W tamtym czasie samodzielnie kształtowaliśmy naszą politykę i pomimo tego, że mieliśmy ograniczone możliwości i nie ustrzegliśmy się wielu błędów, to jednak była to polityka polska. Upadek naszej państwowości w 1939 roku, którego następstwem była brutalna okupacja niemiecka i sowiecka, sprowadził na nasze społeczeństwo straszliwy terror i zniszczenie. Szczególnie dotkliwie odczuliśmy eksterminację naszych elit, tępionych zaciekle przez obu okupantów, którzy z wielką determinacją dążyli do całkowitej likwidacji inteligencji polskiej, aby w ten sposób pozbawić nas warstwy przywódczej. Polska po zakończeniu II wojny światowej stała się częścią sowieckiej strefy wpływów, a faktycznie bezwzględnie eksploatowaną kolonią. W okresie PRL-u nie mieliśmy jakiejkolwiek swobody w zakresie wyboru dróg naszego rozwoju, ponieważ komuniści realizowali wyłącznie nakazy płynące z Moskwy i tępili brutalnie jakiekolwiek przejawy odchylenia od linii reprezentowanej przez partię rządzącą. Także III Rzeczpospolita, wbrew oczekiwaniom społeczeństwa polskiego, nie stała się państwem suwerennym i niepodległym, bowiem od samego początku została opanowana przez mafię okrągłostołową rekrutującą się z komunistów i ich agentów. Efektem ich szkodliwej działalności jest podporządkowanie Państwa Polskiego obcym ośrodkom decyzyjnym oraz konsekwentne osłabianie jego struktur, co może doprowadzić do likwidacji naszej państwowości i rozpłynięcia się narodu polskiego w multikulturowym tyglu Unii Europejskiej.

Z perspektywy stuletnich doświadczeń można więc stwierdzić, że Polska najlepiej rozwijała się i najpełniej wykorzystywała swój potencjał, gdy była suwerenna. Natomiast w okresach, gdy popadała w zależność od obcych wpływów lub znajdowała się pod okupacją, to wtedy była na wszelkie sposoby niszczona i rabowana, a społeczeństwo polskie pozbawione ochrony swojego państwa poddawane było różnym prześladowaniom i niebezpiecznym eksperymentom ideologicznym. Podstawowym warunkiem niepodległości każdego państwa jest posiadanie własnych i lojalnych wobec niego elit politycznych, które kierując się poczuciem patriotycznego obowiązku będą dążyć do wzmocnienia jego siły i znaczenia. Obecne „elity” nie spełniają tych kryteriów, ponieważ w przeważającej mierze składają się z postkomunistów, którzy mają na rękach krew patriotów polskich, a na sumieniu zdradę interesów narodowych oraz z osobników uległych wobec czynników zagranicznych i lokajów obcego kapitału. Dlatego chcąc odzyskać kontrolę nad własnym państwem musimy najpierw odtworzyć polskie elity polityczne i obalić Republikę Okrągłego Stołu, aby w ten sposób dać pole do działania ludziom kompetentnym, odważnym i szczerze miłującym Ojczyznę.

100. rocznica odzyskania niepodległości powinna stać się dla patriotów impulsem do podjęcia niezbędnych działań naprawczych, które uczynią Polskę państwem wielkim i suwerennym, bo mamy do tego odpowiedni potencjał. Polska jest przecież krajem zdolnych, wykształconych i pracowitych ludzi. Posiadamy zasoby naturalne, majątek oraz przemysł, które w wielu dziedzinach są w stanie zaspokajać nasze potrzeby. Położenie geograficzne stwarza nam dogodne warunki do rozwijania tranzytu towarów i międzynarodowej wymiany handlowej. Dotychczas, co prawda, nie mogliśmy wykorzystać tych atutów dla rozwoju państwa i poprawienia warunków życia narodu, ale działo się tak dlatego, że władzę sprawowali politycy nieudolni i uzależnieni od obcych ośrodków decyzyjnych. Dlatego musimy odsunąć od rządzenia państwem skompromitowane „elity” polityczne oraz zrzucić krępujące nas więzy obcej zależności. Musimy również poprawić jakość rządzenia i podnieść autorytet władzy, bo tylko w ten sposób możemy wydobyć Polskę z kryzysu i zapewnić Polakom lepszą przyszłość. Nie możemy się uchylać od tej powinności, ponieważ „Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli. Wskrzeszone walką i ofiarą najlepszych swoich synów ma być przekazywane w spadku dziejowym z pokolenia na pokolenie. Każde pokolenie obowiązane jest wysiłkiem własnym wzmóc siłę i powagę państwa. Za spełnienie tego obowiązku odpowiada przed potomnością swoim honorem i swoim imieniem”.

 

Gdańsk, dn. 11 listopada 2018 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

                                                                                                                         Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]

Nowa, świecka tradycja

Niedawno byliśmy świadkami narodzin „nowej, świeckiej tradycji”, trochę przypominającej socrealistyczne sceny rodem z PRL-u. Chodzi oczywiście o ceremonię pogrzebową Helmuta Kohla, która podobno zgodnie z ostatnią wolą zmarłego odbyła się według jego scenariusza. Zanim więc ciało kanclerza spoczęło na cmentarzu w Spirze, najpierw urządzono świecką uroczystość w Strasburgu, nazwaną „aktem europejskim”, którym przedstawiciele światowej „elity” pożegnali „honorowego obywatela Europy” i „ojca zjednoczenia Niemiec”. Była to pierwsza tego typu ceremonia o charakterze ponadnarodowym ku czci zmarłego polityka, ale zapewne nie ostatnia. Dlatego już dziś możemy mówić o kształtowaniu się nowego obyczaju funeralnego, który w założeniu pomysłodawców ma być „manifestem europejskich wartości”.

Ktoś złośliwy mógłby stwierdzić, że jaka Unia, takie wartości i taki też „nieśmiertelny bohater”, o którym Angela Merkel powiedziała, że „ucieleśnia całą Europę”. Wygłosiła także nad jego trumną osobiste wyznanie: – „Drogi kanclerzu, to że mogę przemawiać w tym miejscu jest też twoją zasługą. Dziękuję za szansę, którą mi dałeś”. Nie jest tajemnicą, że Angela była niegdyś ulubienicą i protegowaną „kanclerza zjednoczenia”, ale po ujawnieniu jego przekrętów finansowych, jako pierwsza dała sygnał do egzekucji wzywając publicznie chadeków do „zakończenia ery Kohla”. Dlatego nie może dziwić, że ujawnił on w szczerej rozmowie z dziennikarzem Heribertem Schwanem, jak to Merkel na początku swojej kariery: „Nie potrafiła nawet jeść nożem i widelcem. Podczas kolacji z udziałem głów państw snuła się po kątach i bez przerwy musiał ją upominać”.

Pogrzeb Kohla stał się okazją do wygłoszenia politycznych oracji o konieczności pogłębienia integracji europejskiej i wyciągnięcia Unii ze stanu zapaści. Warto więc przypomnieć, że obecny kryzys jest w głównej mierze „zasługą” Angeli Merkel, określanej mianem „cesarzowej” Europy, a także wielu innych „znamienitych” gości, którzy zjechali się tłumnie do Strasburga. Nie ma sensu wymieniać wszystkich żałobników, wśród których aż się roiło od znanych polityków. Chcę tylko odnotować, że zjawił się tam także prezydent Andrzej Duda, który stwierdził, że: „Kanclerz Kohl był wielkim człowiekiem i politykiem, który wpłynął na kształt współczesnej Europy, w tym relacji polsko-niemieckich opartych na wzajemnym szacunku i potrzebnym partnerstwie”. W kontekście wypowiedzi pierwszego obywatela Rzeczypospolitej można by przytoczyć wiele cierpkich uwag na temat rzekomego „partnerstwa” i „szacunku” w naszych relacjach z Niemcami, które, co widać na co dzień, traktują Polskę jak swojego wasala, oczekując jedynie złożenia hołdu lennego. No cóż, w tej materii od wieków nic się nie zmieniło, tylko formy uzależnienia są nieco inne…

Jednym z mistrzów ceremonii, czy może raczej nekromantów, był szef Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani, który przywołując ducha zmarłego kanclerza podkreślił, że zgromadzeni żegnają „giganta politycznego, zdolnego słuchać obywateli i patrzeć poza horyzont”, a także „bojownika o wolność i demokrację, bohatera zjednoczenia naszego kontynentu”, który „poświęcił całe życie na rzecz nowego renesansu europejskiego”. Dodał również, że dla Kohla zjednoczenie oznaczało nie „niemiecką Europę”, lecz „bardziej europejskie Niemcy”. Do tego wątku nawiązał także Jean-Claude Juncker, który powiedział, że Kohl „był kimś, kto stał się pomnikiem i przed tym pomnikiem kładzione będą kwiaty niemieckie i europejskie” oraz że był „patriotą Niemiec i Europy”, w czym nie widzi on żadnej sprzeczności. Obaj mówcy byli zapewne oczadzeni wonią unijnych kadzideł, bo nie zauważyli dysonansu występującego między ich wypowiedziami a scenami, które obserwowaliśmy w telewizji. Widzieliśmy przecież na własne oczy jak trumnę ze zwłokami Kohla, okrytą unijną flagą, przy dźwiękach marszu pogrzebowego Haendla, wnosiło na salę posiedzeń PE ośmiu żołnierzy Bundeswehry. Nie zrobili tego unijni urzędnicy, czy też oddani mu politycy, lecz właśnie żołnierze armii niemieckiej, którzy towarzysząc zmarłemu w jego ostatniej podróży statkiem w górę Renu, zadbali już o to, aby trumna była przykryta właściwą dla każdego niemieckiego patrioty flagą RFN.

Mowy pożegnalne wygłosili także inni politycy, a swoje pięć minut miał również Donald Tusk, który podkreślił zrozumienie Kohla dla „wolnościowych zrywów w Europie Środkowo-Wschodniej”, choć powinien raczej wspomnieć o hojności kanclerza dla jego partii KLD, która została przecież założona za niemieckie pieniądze. Na pogrzebie był też premier Dmitrij Miedwiediew, który rozwodził się na temat roli Związku Sowieckiego w procesie zjednoczenia Niemiec, zaznaczając, że „na tej drodze Rosja zawsze była dla Kohla dobrym partnerem”. Wypada więc dodać, że państwo rosyjskie w dalszym ciągu ma doskonałe relacje z Niemcami, pomimo nałożonych sankcji, co niewątpliwie zawdzięcza staraniom byłego kanclerza Gerharda Schrödera zatrudnionego przez konsorcjum budujące rurociąg Nord Stream. Kohl miał więc rację mówiąc o swoim następcy, że: – „Nic z niego nie będzie. Za kilka lat pójdzie za dużą kasą”.

Jednak najbardziej wzruszające przemówienie wygłosił Bill Clinton, który stwierdził: – „Kochałem tego gościa, bo jego apetyt nie kończył się na jedzeniu. Sięgał znacznie dalej. […] Kohl kochał być Niemcem […], ale on chciał świata, gdzie granice będą siecią, a nie murami”. Przyznać trzeba, że ciekawie ujął stosunek kanclerza do otaczającej go rzeczywistości i nie mylił się w tym, że znaczna część Europy nie jest już poprzedzielana murami, ale za to Niemcy rozciągnęły sieć dominacji ekonomicznej i politycznej, w którą wpadają ich naiwne ofiary. Serdeczny ton wypowiedzi Clintona dowodzi, że chyba się zbytnio nie przejął tym, co Kohl o nim myślał, gdy komentował jego romans z Moniką Lewinsky, twierdząc, że Bill zamiast sytuacją w Bośni „interesował się wyłącznie majstrowaniem przy jej majtkach, aż w końcu cały świat interesował się tylko tymi majtkami”.

Helmuta Kohla w ostatnich latach jego doczesnej wędrówki otaczała atmosfera skandalu, czego przyczyną stała się nadmierna szczerość w rozmowach z Heribertem Schwanem, który wbrew jego woli opublikował pikantne szczegóły z życia politycznych „elit”, za co sąd w Kolonii nałożył na „niedyskretnego” dziennikarza grzywnę w wysokości miliona euro. Opinię publiczną bulwersowało także żenujące zachowanie drugiej żony kanclerza, która podobno wiele lat przed ich ślubem „polowała” na Kohla, a „potem z premedytacją izolowała go, kontrolowała całe jego życie i doprowadziła do tego, że zerwał on wszystkie dawne kontakty: z synami, przyjaciółmi i zaufanymi ludźmi”. Groziła też wezwaniem policji, gdyby któryś z synów chciał się zbliżyć do ich domu, twierdząc, że: „W nowej rodzinie nie ma miejsca dla dawnej”. Synowi Kohla – Walterowi, który po śmierci ojca pojawił się z dwójką dzieci przed rodzinnym domem nie pozwolono pożegnać zmarłego, przypominając mu, że „obowiązuje go zakaz wstępu na teren posiadłości”. W opinii wielu dziennikarzy rola Maike Kohl-Richter jest „podejrzana i nieprzejrzysta”, bowiem chce ona mieć „wyłączną kontrolę nad upamiętnieniem i polityczno-historycznym dziedzictwem Kohla”. To jej właśnie przypisuje się pomysł zaproszenia na pogrzeb premiera Rosji, z którą Unia jest obecnie w stanie konfliktu. Podejrzana jest również jej determinacja w ukrywaniu „taśm prawdy” nagranych przez Schwana i dążenie do zupełnej izolacji byłego kanclerza, tak aby przed śmiercią niczego już więcej nie wyznał. Jak jest naprawdę, tego zapewne się nie dowiemy. Być może jest ona narzędziem w czyimś ręku służącym do realizacji ukrytych celów. Podobne zastrzeżenia budzi jej związek z Kohlem, ponieważ poślubiła go, gdy przebywał w klinice w Heidelbergu, gdzie leczył skutki wypadku, w którym doznał poważnych urazów czaszki i poruszał się już tylko na wózku inwalidzkim oraz cierpiał na zaburzenia mowy.

„Nie mówi się źle o zmarłych” – ktoś mógłby w ten sposób skwitować niniejszy artykuł, ale moim zdaniem nie miałby racji, bo niczego takiego nie napisałem, co mogłoby popsuć reputację zamarłego kanclerza. Za to odniosłem się do poczynań jego bezrefleksyjnych czcicieli, którzy z pogrzebu zrobili cyrk, gdy w cyniczny sposób wykorzystali doczesne szczątki Helmuta Kohla, aby zainicjować powstanie nowej świeckiej „religii”, która w ich mniemaniu miałaby scementować rozwalający się gmach Unii Europejskiej. W przeszłości mieliśmy już do czynienia z podobnym bałwochwalstwem, gdy wbrew woli Lenina jego ciało zostało po śmierci zabalsamowane i posłużyło do stworzenia nowego kultu, którego najwyższym kapłanem stał się Józef Stalin. Może jest to zbyt drastyczne porównanie, ale dość trafne, bowiem nie wypada wykorzystywać zmarłych do maskowania niecnych planów, które nieopatrznie zostały ujawnione, gdy trumnę z „żywym symbolem jedności europejskiej” wnieśli dzielni wojacy z Bundeswehry…

Wojciech Podjacki

W sprawie antypolskich ataków na Ukrainie.

Oświadczenie

w sprawie antypolskich ataków na Ukrainie.

W ostatnim czasie na Ukrainie coraz częściej dochodzi do antypolskich ataków. Na początku 2017 roku dokonano tam profanacji cmentarza w Bykowni pod Kijowem, gdzie spoczywają szczątki polskich żołnierzy zamordowanych w 1940 roku przez NKWD. Zdewastowano również polską nekropolię w Podkamieniu w obwodzie lwowskim, gdzie na tablicach i krzyżu, upamiętniających ofiary zbrodni ludobójstwa dokonanej przez Ukraińską Powstańczą Armię (UPA), namalowano napisy „Śmierć Lachom” i swastykę. W podobny sposób sprofanowano we Lwowie monument profesorów lwowskich zabitych przez Niemców w 1941 roku. Dwukrotnie zniszczono pomnik Polaków pomordowanych w 1944 roku przez zbrodniarzy z SS Galizien w Hucie Pieniackiej. W styczniu wysadzono go przy pomocy materiałów wybuchowych, a w marcu, w niedługi czas po odnowieniu, został ponownie zdewastowany. Na symbolicznym krzyżu namalowano swastykę i tryzub, a na stojących obok tablicach z nazwiskami ofiar umieszczono napisy: „Śmierć Lachom” i „Precz z Ukrainy”. Wymienione akty barbarzyństwa były jednak tylko wstępem do bezprecedensowego ataku na polski konsulat w Łucku, który pod koniec marca został ostrzelany z granatnika. Podobne ataki terrorystyczne wymierzone w placówki dyplomatyczne, będące przecież pod szczególną ochroną, zdarzają się tylko w rejonach ogarniętych wojną lub w krajach, które trudno uznać za cywilizowane. Poza tym nie był to odosobniony incydent, ponieważ miesiąc wcześniej „nieznani sprawcy” obrzucili pojemnikami z czerwoną farbą siedzibę polskiego konsulatu we Lwowie, a na parkanie wymalowali napis: „Nasza ziemia”. W dniu 30 maja podpalono także polską szkołę w Mościskach.

Przedstawione tu haniebne czyny noszą znamiona zorganizowanej akcji, której wspólnym mianownikiem jest uderzenie w obiekty symbolizujące Państwo Polskie lub będące świadectwem polskości Kresów Południowo-Wschodnich, należących niegdyś do Rzeczypospolitej. Znamienne są także reakcje ukraińskich władz na te karygodne przejawy agresji. Ukraińcy bowiem, poza przekazywaniem Polakom wyrazów ubolewania, starają się przerzucić odpowiedzialność na „stronę trzecią”, czyli Rosję, która, ich zdaniem, za pomocą swoich służb specjalnych, dąży do wywołania konfliktu między naszymi państwami. Podobna narracja płynie również ze strony polskich polityków, zarówno z partii rządzącej, jak i z ugrupowań opozycyjnych, które widzą w tym inspirację, a nawet sprawstwo rosyjskie. Jednak, pomimo zgodnej wersji głoszonej przez oficjalne czynniki polityczne, sprawa narastającej fali antypolskich ataków na Ukrainie budzi wiele wątpliwości. Najważniejszą kwestią pozostaje schwytanie i ukaranie ich wykonawców. Nie można się bowiem zadowolić tłumaczeniem ukraińskich władz, że za wszystkim stoją Rosjanie, ponieważ na to, jak dotychczas, nie przedstawiono żadnych przekonywujących dowodów. Nikogo nie aresztowano, a winę przypisuje się bezustannie „nieznanym sprawcom”. Wywołuje to uzasadnione wątpliwości, co do szczerości intencji strony ukraińskiej, która, albo ukrywa prawdziwych sprawców, bo ich ujawnienie mogłoby zaszkodzić relacjom polsko-ukraińskim, albo też nie jest w stanie ich wykryć, co wskazywałoby na zatrważający rozkład tamtejszych instytucji państwowych, które nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa i porządku na swoim terytorium.

Fakty są zaś takie, że na Ukrainie rozwija się żywiołowo banderyzm, który staje się fundamentem ukraińskiej tożsamości narodowej, co jest efektem wychowywania przez wiele lat młodzieży w duchu szowinizmu i polonofobii. Widocznym tego przejawem są marsze i obchody urządzane cyklicznie ku czci zbrodniarzy z UPA oraz swoisty kult Stepana Bandery, który przeniknął już do szerokich kręgów ukraińskiego społeczeństwa, czego dowodem są liczne pomniki stawiane upowcom. Postawy wrogości wobec Polaków wzmacniane są przez prowokacyjne zachowania ukraińskich polityków, którzy nie dość, że nie przejawiają jakiejkolwiek woli rozliczenia się ze zbrodniczą przeszłością swoich przodków, to jeszcze zaostrzają sytuację uchwalając w parlamencie ustawy gloryfikujące banderowców i grożące sankcjami karnymi za podważanie ich „bohaterstwa”. Do pogorszenia wzajemnych relacji przyczynia się także działalność Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, który, po usunięciu postawionego nielegalnie w 1994 roku pomnika UPA w Hruszowicach na Podkarpaciu, wstrzymał stronie polskiej pozwolenie na prowadzenie prac poszukiwawczych, ekshumacyjnych i porządkowych na Ukrainie, gdzie znajdują się miejsca pochówku Polaków, będących ofiarami stalinowskich represji i ukraińskiego ludobójstwa. Ukraińcy grożą także wstrzymaniem legalizacji polskich miejsc pamięci na terenie ich kraju. Ta skandaliczna decyzja wpisuje się w cały ciąg antypolskich prowokacji, których przykładem jest zawieszenie na parkanie naszej ambasady w Kijowie portretu Stepana Bandery przez aktywistów nacjonalistycznej organizacji Czarny Komitet. A także uczczenie na posiedzeniu Rady Najwyższej Ukrainy rocznicy śmierci Romana Szuchewycza – dowódcy UPA i kata Polaków, którego syn Jurij, będący deputowanym do parlamentu, bezczelnie oświadczył, że Polska nie ma prawa mówić Ukrainie kogo należy uważać za bohatera oraz że jest gotów „plunąć Polakom w mordę”. Nie można się więc dziwić, że w tak nienawistnej atmosferze, zachęcającej wręcz do odwetu na Polakach, mnożą się bandyckie ataki na polskie obiekty i instytucje.

Sytuację pogarsza też aktywność bardzo wpływowego ukraińskiego lobby w Polsce, na które składają się już nie tylko działające w naszym kraju organizacje ukraińskiej mniejszości, ale także zastępy zaślepionych polskich polityków, dziennikarzy i celebrytów. Wykazywana przez nich bezrefleksyjna postawa filoukraińska oraz głoszone fałszywe tezy o rzekomo pogłębiającym się „braterstwie” z Ukraińcami, zamiast prowadzić do zbliżenia między naszymi narodami, wywołują coraz większe antagonizmy. Ukraińcom trudno się dziwić, że starają się przedstawiać swój kraj w jak najlepszych barwach, zwłaszcza, że aspirują do Unii Europejskiej i NATO, ale uległość polskich władz wobec żądań strony ukraińskiej, to powód do wstydu. Polscy politycy pomagali Ukraińcom podczas „pomarańczowej rewolucji”, jeździli tłumnie na kijowski Majdan, wspierają ich hojnie pieniędzmi polskich podatników i nie zważając na koszty forsują ukraińskie interesy na arenie międzynarodowej. W zamian za to, Ukraińcy bezustannie plują nam w twarz! Doszło już nawet do tego, że strona ukraińska decydowała o tym, jak polski parlament ma uczcić ofiary ludobójstwa dokonanego przez UPA. W tej kwestii pod koniec czerwca 2016 roku, przed zaplanowaną debatą w Sejmie, marszałek Marek Kuchciński paktował w Truskawcu koło Lwowa z przedstawicielami ukraińskiego parlamentu, w tym ze wspomnianym już Jurijem Szuchewyczem. Ukraińcy głosząc hasło: „Nasz kraj – nasi bohaterowie!”, z oburzeniem reagują na próby zwrócenia im uwagi, że bezwstydnie gloryfikując zbrodniarzy z UPA szkodzą swojej narodowej sprawie. Jednocześnie wywierają presję na polskich polityków, aby odstąpili od godnego upamiętnienia ofiar ukraińskiego ludobójstwa. Warto też zwrócić uwagę na symboliczną, wręcz złowieszczą dla Polaków wymowę miejsca corocznych spotkań polityków PiS z ukraińskimi parlamentarzystami. W 1931 roku w Truskawcu został zamordowany przez ukraińskich terrorystów Tadeusz Hołówko, jeden z najbliższych współpracowników marszałka Józefa Piłsudskiego i gorący orędownik ugody polsko-ukraińskiej. Nie był on jedynym Polakiem, który w okresie międzywojennym zapłacił najwyższą cenę za zbyt idealistyczne podejście do zagadnienia stosunków polsko-ukraińskich. Od kul zamachowców z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów ginęli także Ukraińcy opowiadający się za współpracą z Polakami, czego przykładem jest zamordowanie w 1934 roku Iwana Babija, dyrektora ukraińskiego gimnazjum we Lwowie. Tragiczne dzieje naszych wzajemnych relacji, powinny być dla wszystkich przestrogą, zwłaszcza, że nie brak obecnie dowodów na to, iż Ukraińcy bezwzględnie wykorzystują naiwność polskich decydentów i bezczelnie narzucają im swój punkt widzenia w różnych kwestiach.

Dlatego Liga Obrony Suwerenności domaga się zrewidowania dotychczasowej błędnej polityki polskiego rządu wobec Ukrainy, która może być w dłuższej perspektywie zagrożeniem dla naszego narodowego bezpieczeństwa. Domagamy się zdecydowanego potępienia gloryfikacji ukraińskich formacji odpowiedzialnych za zbrodnie ludobójstwa oraz ścigania osób propagujących banderyzm na równi z innymi totalitarnymi ideologiami. Nie można bowiem tolerować szerzącego się na Ukrainie kultu dla zbrodniarzy z UPA, a tym bardziej zezwalać na stawianie takim zwyrodnialcom pomników na polskiej ziemi. Uległość polskich władz wobec ukraińskich szowinistów zachęca ich jedynie do kolejnych ataków i prowokacji. Niedopuszczalne są również naciski ze strony Kijowa, zmierzające do uniemożliwienia godnego upamiętnienia ukraińskiego ludobójstwa oraz czyniące z polskich ofiar zakładników w politycznej grze prowadzonej przez Ukraińców. Państwo Polskie nie może pod żadnym pozorem negocjować z Ukraińcami kwestii uhonorowania naszych rodaków oraz potępienia sprawców ich okrutnej śmierci, ponieważ jest to wyłącznie naszą sprawą wewnętrzną, w którą nie mają oni prawa ingerować.

Liga Obrony Suwerenności popiera stanowisko polskiego Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, który zdecydowanie odrzucił żądania Ukraińców dotyczące odtworzenia w pierwotnej formie pomnika UPA w Hruszowicach oraz stanowczo sprzeciwia się gloryfikacji formacji odpowiedzialnych za masowe zbrodnie na ludności cywilnej, której „służy część nielegalnych ukraińskich miejsc pamięci w Polsce”.

Liga Obrony Suwerenności przyjęła również z rozczarowaniem decyzję Prezydenta Andrzeja Dudy, który odmówił objęcia patronatem honorowym Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Obywateli Polskich na Kresach II RP obchodzonego w dniach 8-9 lipca 2017 roku. W naszej opinii jest to nieusprawiedliwiony przejaw lekceważenia szlachetnych inicjatyw podejmowanych przez środowiska kresowe i patriotyczne, które miały prawo liczyć na to, że po wielu latach okazywanej im pogardy, ze strony poprzednich lokatorów Pałacu Namiestnikowskiego, znajdą wreszcie w osobie Prezydenta Rzeczypospolitej rzecznika swoich słusznych postulatów. Tym bardziej, że obecna głowa państwa zawdzięcza swój wybór, w znacznej mierze, poparciu udzielonemu przez wspomniane środowiska. Potępiamy również przejawy ohydnej propagandy pomawiającej szczerych patriotów i ludzi dobrej woli dążących do godnego upamiętnienia ofiar ukraińskiego ludobójstwa, o to, że są jakoby „ruskimi agentami” lub „pożytecznymi idiotami”. Naszym zdaniem są to nieuczciwe i plugawe pomówienia, które nie dość, że nie znajdują potwierdzenia w faktach, to jeszcze coraz częściej wygłaszane są przez państwowych dygnitarzy.

Liga Obrony Suwerenności uważa, że Ukraińcy swoimi antypolskimi wystąpieniami dostarczają wystarczających argumentów do zweryfikowania stanowiska względem ich państwa. Widać coraz wyraźniej, że polityka tzw. strategicznego partnerstwa i uległości wobec Ukrainy uprawiana przez polskie rządy była błędem oraz że nie warto bezwarunkowo opowiadać się po ich stronie, narażając tym samym własne interesy narodowe. Ukraina bardziej potrzebuje pomocy od Polski, niż Polska od Ukrainy. Czas więc na otrzeźwienie, tak polskich, jak i ukraińskich polityków. Nie można bowiem dłużej tolerować sytuacji, gdy Polska, w zamian za bezwarunkowe poparcie dla interesów Ukrainy, doznaje samych upokorzeń w relacjach z tym krajem, a polscy politycy „chowają głowy w piasek”, zamiast zdecydowanie formułować nasze postulaty. Dlatego Liga Obrony Suwerenności domaga się wywarcia skutecznej presji na oficjalne czynniki ukraińskie, celem uzyskania z ich strony zdecydowanego potępienia szerzącego się na Ukrainie kultu zbrodniarzy z UPA oraz zapewnienia skutecznej ochrony polskim instytucjom i obiektom znajdującym się na terenie tego państwa, a także zagwarantowania bezpieczeństwa mieszkającym tam Polakom.

Gdańsk, dn. 11 lipca 2017 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

                                                                                                                    Wojciech Podjacki

W związku z niedopuszczalną ingerencją w sprawy wewnętrzne Państwa Polskiego.

O Ś W I A D C Z E N I E

w związku z niedopuszczalną ingerencją w sprawy wewnętrzne Państwa Polskiego.

W ostatnim czasie na Polskę wywierany jest silny nacisk ze strony unijnych instytucji i innych zagranicznych ośrodków, które w ten sposób chcą zmusić władze naszego kraju do działania zgodnego z ich interesem. Służą temu zorganizowane na forum Parlamentu Europejskiego debaty „w sprawie sytuacji w Polsce” w dniach 19 stycznia i 13 kwietnia 2016 roku, zwieńczone uchwaleniem rezolucji wymierzonej w nasze państwo. W wymienione działania wpisuje się również rzekomo niezależna Komisja Wenecka, która wydała 12 marca 2016 roku nieprzychylną dla Polski opinię, jak również zakulisowe naciski ze strony amerykańskiej administracji. Bez wątpienia polityczny podtekst mają także nierzetelne oceny agencji ratingowej, nieuwzględniające faktycznej kondycji naszej gospodarki i finansów publicznych, a będące formą szantażu, który ma na celu umożliwienie dalszego nieskrępowanego wyzysku ekonomicznego Polski przez obcy kapitał i międzynarodową finansjerę. W przeciwieństwie do pustosłowia unijnych manifestów, które nie muszą się przełożyć na sytuację wewnętrzną w Polsce, oceny agencji ratingowych uderzają wprost w polskie finanse, obniżając naszą atrakcyjność gospodarczą oraz doprowadzając do osłabienia kursu złotego i podwyższenia kosztów obsługi długu zagranicznego. Takimi właśnie niegodziwymi metodami międzynarodowi lichwiarze zamierzają zabezpieczyć swoje interesy kosztem polskiego budżetu i podatnika. Dochodzi do tego zmasowany atak antypolskiej propagandy, która mając swoje źródła we wpływowych środowiskach politycznych i finansowych, próbuje przedstawić nasz kraj w jak najgorszych barwach. W ten sposób chcą oni zdyscyplinować „niepokornych” Polaków, aby posłusznie maszerowali w stronę „upragnionego raju”, czyli nowego federacyjnego imperium, które miałoby powstać na gruzach europejskich państw narodowych.

Pomijając szczegółowe aspekty konfliktu, który stał się dla brukselskich technokratów dogodnym pretekstem do ingerencji w nasze sprawy wewnętrzne, należy podkreślić haniebną rolę niektórych krajowych polityków, którzy ze szkodzenia Polsce uczynili sobie podstawę swojej aktywności. Wynoszenie polskich spraw na forum zagraniczne i przysparzanie naszemu państwu kłopotów jest postępowaniem karygodnym. Przypomina bowiem najgorsze momenty w naszych dziejach, gdy targowiczanie czy komunistyczni renegaci, broniąc swoich synekur i przywilejów, zabiegali o obcą interwencję w Petersburgu i Moskwie. Teraz prominentni politycy upadłej koalicji jeżdżą do Brukseli i uczestniczą w antypolskiej nagonce, co budzi uzasadnione oburzenie naszego społeczeństwa. Narastający w Polsce konflikt świadczy o braku dobrej woli i złej kondycji moralnej krajowego establishmentu, ale nie upoważnia żadnej z opcji politycznych do wynoszenia naszych problemów na zewnątrz, ponieważ podkopuje to pozycję Polski na arenie międzynarodowej i naraża nas na niepotrzebne reperkusje.

Liga Obrony Suwerenności zdecydowanie odrzuca nieuprawnioną i niedopuszczalną ingerencję w sprawy wewnętrzne Państwa Polskiego, naruszającą jego podmiotowość i świadczącą dobitnie o zamiarze narzucenia naszemu krajowi jarzma obcej dominacji. Uważamy, że Unia Europejska powinna się zająć kryzysem migracyjnym, który wywołała swoją nieodpowiedzialną polityką, a nie stwarzać sztuczne problemy w relacjach z Polską. Dlatego domagamy się od polskich władz zdecydowanej i nieugiętej postawy wobec nacisków i szantaży ze strony czynników zagranicznych. Potępiamy także niegodziwe postępowanie tych polityków, którzy zabiegają o obcą ingerencję i zagraniczny arbitraż, co czynią pod szumnymi hasłami obrony demokracji i praworządności, a w istocie motywuje ich do tego prywata i chęć zachowania uprzywilejowanej pozycji społecznej. Realizowanie osobistego interesu kosztem dobra publicznego jest czynem wysoce niemoralnym i karygodnym, zasługującym na najwyższe potępienie. Dlatego osobników, którzy się tego dopuszczają trzeba eliminować ze świata polityki i poddawać ostracyzmowi społecznemu.

Liga Obrony Suwerenności uważa, że rozwiązania naszych własnych problemów należy poszukiwać w kraju, a nie wynosić je na forum międzynarodowe. W związku z tym domagamy się zaprzestania dalszego eskalowania konfliktu i przyjęcia przez zwaśnione strony takich rozwiązań, które będą zgodne z najlepiej pojętym interesem Narodu i Państwa Polskiego.

Gdańsk, dn. 25 kwietnia 2016 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]

W sprawie kryzysu migracyjnego w Europie.

O Ś W I A D C Z E N I E

w sprawie kryzysu migracyjnego w Europie.

Wydarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie pokazały, że Unia Europejska nie radzi sobie z wyzwaniem, jakim jest masowy napływ do Europy ludności z Afryki i Bliskiego Wschodu. Wielomilionowa skala tego exodusu może być porównywalna jedynie z przemieszczeniami ludności po zakończeniu II wojny światowej lub z wielką wędrówką ludów barbarzyńskich, która w starożytności przyczyniła się do upadku Cesarstwa Rzymskiego. Wiele wskazuje na to, że proces ten, podobnie jak w przeszłości, może radykalnie odmienić oblicze Europy i doprowadzić do głębokich zmian struktury etnicznej na dużych obszarach naszego kontynentu. W konsekwencji osiedlenia się w Europie milionów ludzi wywodzących się z obcej i wrogiej nam cywilizacji islamskiej, nastąpi wzrost zagrożenia przestępczością i terroryzmem, jak również upadek naszych europejskich wartości i kultury. Proces ten doprowadzi Europejczyków nie tylko do ruiny ekonomicznej i socjalnej, lecz przede wszystkim zdewastuje nasz dotychczasowy styl życia, którego, jak pokazują wieloletnie doświadczenia państw zachodnich, obcy nam przybysze w ogóle nie akceptują.

Wiele przyczyn złożyło się na powstanie tego zagrożenia, a jedną z ważniejszych jest znaczny wzrost populacji ludów zamieszkujących Afrykę i Bliski Wschód oraz towarzyszące temu zjawisku kurczenie się lokalnych zasobów i ubożenie wielkich mas ludności, a także powiększające się rozwarstwienie społeczne. Z jednej strony mamy do czynienia ze skrajną nędzą przeważającej części tamtejszych społeczeństw, z drugiej zaś z życiem w nadmiernym luksusie i przepychu wąskich elit. Dotyczy to w szczególności krajów zarabiających ogromne sumy na handlu ropą naftową i turystyce, które zamiast służyć rozwiązywaniu problemów w regionie, wydawane są na zbrojenia i utrzymanie zachłannych szejków. Kolejnym problemem jest postępująca w ostatnich latach destabilizacja tamtego regionu, której przyczyn należy doszukiwać się w aktywności islamskich radykałów, organizujących wystąpienia rewolucyjne w stylu „Arabskiej Wiosny Ludów” oraz inspirujących najohydniejsze zamachy terrorystyczne. Powszechnie wiadomo, że zbrodnicze formacje, takie jak ISIS czy Al-Kaida, wspierane są przez państwa muzułmańskie i wpływowe środowiska islamskie. Niebagatelną przyczyną jest również rywalizacja globalnych i regionalnych mocarstw, która na tamtym terenie przybrała bardzo brutalną formę, a ich sprzeczne interesy doprowadziły do zdemolowania dotychczasowej względnej równowagi sił. Wsparcie polityczne, finansowe i militarne udzielane z wielką hojnością wszelakiej maści rebeliantom, w konsekwencji doprowadziło do obalenia lokalnych reżimów, które nie cechowały się łagodnością wobec swoich obywateli, lecz za to były przewidywalne i utrzymywały w ryzach islamskich rzezimieszków. Czas pokazał, że miejsce po obalonych dyktatorach zajęli krwiożerczy dżihadyści, którzy rozpętali na wielką skalę terror, wprowadzili na zajętych terenach prymitywne prawo szariatu, wypędzili z domów miliony ludzi i przenieśli wojnę do centrum Europy.

W takiej sytuacji nieodpowiedzialna polityka Unii Europejskiej i odgrywających w jej ramach największą rolę Niemiec, musi się jawić jako szaleństwo lub zdrada pozostałych państw członkowskich, co wiedzie Europejczyków wprost do zbiorowego samobójstwa. Nie można bowiem inaczej nazwać zaproszenia do Europy przez kanclerz Angelę Merkel milionów imigrantów, których często trudno nazwać uchodźcami. Stanowią oni w przytłaczającej większości zbiorowisko młodych i rozwydrzonych mężczyzn, którzy przybywają do nas przeważnie po to, aby zaznać lepszego i wygodniejszego życia na koszt europejskiego podatnika. Nie garną się do pracy, lecz wyciągają ręce po zasiłki socjalne. Nie chcą się też integrować, tylko narzucić nam swój styl życia, a gospodarzom okazują całkowitą pogardę, o czym najdobitniej świadczy masowa skala kradzieży, rozbojów i przestępstw na tle seksualnym, których się dopuszczają w wielu europejskich miastach. Polityka multikulturalizmu wprowadzana na siłę przez środowiska lewicowe i liberalne w Zachodniej Europie poniosła całkowitą klęskę, a jej pokłosiem są znajdujące się we wszystkich większych miastach muzułmańskie enklawy, które stanowią wylęgarnię przestępców i terrorystów. Świadczą o tym tysiące najemników walczących w szeregach ISIS, rekrutujących się spośród rzekomo zasymilowanych europejskich muzułmanów, a także coraz większa liczba zamachów dokonywanych przez nich na terenie państw europejskich, w których zamieszkują. Z takim wrogiem trudno jest walczyć, bo jest w praktyce naszym sąsiadem. Dlatego godnym potępienia jest szerokie otwarcie drzwi dla kolejnych milionów przybyszów, którzy zasilą szeregi zradykalizowanych islamistów, dążących do przejęcia panowania nad Europą. 

Wzrostowi zagrożenia towarzyszy jednocześnie porażająca bezradność unijnych instytucji, które najpierw presją i szantażem wymusiły wpuszczenie ogromnej fali imigrantów w granice UE, a teraz próbują narzucić państwom członkowskim przyjęcie zasady automatycznej relokacji tych przybyszów, według odgórnie ustalanego rozdzielnika. Wiele wskazuje na to, że takie postępowanie jest elementem planu, który ma na celu złamanie oporu państw narodowych i narzucenie im nowych rozwiązań, mających doprowadzić do przyspieszenia procesów integracyjnych, czego efektem będzie przejęcie pełni władzy przez decydentów z Brukseli, marzących o przekształceniu Unii Europejskiej w państwo federacyjne. Sprowadzenie na Europę inwazji obcych przybyszów, którzy naruszą bądź zniszczą dotychczasowe status quo we wszystkich aspektach naszego życia społecznego, może być dogodnym pretekstem, aby postawić fałszywą tezę, że państwa członkowskie nie są w stanie samodzielnie poradzić sobie z taką skalą problemów, a dotychczasowe uprawnienia unijnych technokratów są do tego niewystarczające. Dlatego brukselscy komisarze zamierzają sięgnąć po prerogatywy pozostające do tej pory w gestii państw narodowych, a dotyczy to przede wszystkim ochrony granic zewnętrznych Unii. Domagają się bowiem utworzenia europejskiej straży granicznej, która wbrew woli poszczególnych krajów mogłaby przejmować kontrolę nad ich granicami, co w jawny sposób naruszałoby suwerenność tych państw. Prawda wygląda jednak inaczej, niż ją przedstawia unijna propaganda, ponieważ przykład węgierski wyraźnie pokazuje, że przy odpowiedzialnej i zdecydowanej postawie władz tego państwa, można było powstrzymać napływ imigrantów i zabezpieczyć społeczeństwo przed negatywnymi następstwami szkodliwej polityki unijnej.

Unia Europejska, poza szykanami i szantażowaniem państw członkowskich, które nie chcą się ugiąć przed jej dyktatem, nie ma do zaoferowania żadnego rozwiązania. Nie można przecież uznać za zbawienną kapitulację przed szantażem ze strony Turcji, która ma znaczny udział w destabilizacji Bliskiego Wschodu, gdzie próbuje realizować swoje interesy, kosztem całego otoczenia międzynarodowego, a wszystko to czyni pod parasolem ochronnym NATO i za pieniądze z Brukseli. Turcy nie bez podstaw oskarżani są o to, że wspierają ISIS i inne organizacje terrorystyczne w różnych zakątkach świata, a ich udział w interwencji na terenie Syrii i Iraku sprowadza się głównie do zwalczania Kurdów i dokonywania czystek etnicznych na terenach przygranicznych. Nie budzi też wątpliwości, że masowy exodus imigrantów do Europy ma wszelkie cechy zorganizowanego procederu, który nie byłby możliwy, gdyby nie przyzwolenie i wsparcie ze strony tureckich służb. Dlatego musi napawać niepokojem bliskie partnerstwo Niemiec i Turcji w „zarządzaniu kryzysem migracyjnym”. Nie można być bowiem przekonanym o szczerości intencji Ankary, która, w zamian za 3 mld euro i przyspieszenie negocjacji w sprawie członkostwa w UE, zobowiązała się do wdrożenia konkretnych działań w celu uszczelnienia swoich granic, powstrzymania fali imigrantów i skutecznego zwalczania przemytu. O tym jednak, że są to puste deklaracje świadczą brutalne fakty, ponieważ pomimo zimy, która tylko nieznacznie zmniejszyła skalę migracji, do samej Grecji codziennie dociera nawet 2 tys. osób. Turcy nie robią praktycznie nic, aby ograniczyć rozmiary tego exodusu i nie podejmują walki z przemytnikami na Morzu Egejskim, którzy nawet przy silnym wietrze i niskich temperaturach wsadzają ludzi do przepełnionych łodzi i wysyłają w morze. W świetle przytoczonych faktów można więc uznać, że polityka uległości wobec Turcji realizowana przez Berlin i Brukselę jest ślepą uliczką, która doprowadzi do pogorszenia się naszej sytuacji, ponieważ po przyjęciu tego państwa do Unii, z jego prawie osiemdziesięciomilionową społecznością muzułmańską, może się ono stać dla nas przysłowiowym „koniem trojańskim”.

Liga Obrony Suwerenności uważa, że dla rozwiązania kryzysu migracyjnego w Europie należy podjąć zdecydowane działania, mające na celu zmianę dotychczasowej polityki Unii Europejskiej, której zadaniem powinno być zapewnienie Europejczykom prawdziwej „przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości”, przy jednoczesnym poszanowaniu suwerenności państw narodowych. Musi temu towarzyszyć rezygnacja przez instytucje unijne z dążenia do narzucenia narodom europejskim zbankrutowanego multikulturalizmu, który, w imię fałszywie definiowanego humanitaryzmu, niszczy podstawy ich funkcjonowania. Unia Europejska nie ma prawa utrudniać lub zabraniać wolnym i dumnym narodom Europy podejmowania działań na rzecz ochrony wolności, majątku i stylu ich życia, przed zagrożeniami wynikającymi z masowego napływu obcych kulturowo przybyszów. Dlatego należy niezwłocznie zabezpieczyć i uszczelnić zewnętrzne granice UE, do czego niezbędne jest zastosowanie podobnych środków jakie przedsięwzięli Węgrzy oraz wyasygnowanie na ten cel odpowiednich funduszy z unijnego budżetu. W gestii Agencji Frontex leży natomiast udzielenie efektywnego wsparcia państwom członkowskim, a także skuteczne zwalczanie przemytu ludzi w basenie Morza Śródziemnego. Uszczelnienie granic i traktowanie z całą surowością prawa osób, które próbują je nielegalnie przekroczyć, w połączeniu z akcją informacyjną prowadzoną w krajach skąd rekrutują się imigranci, powinno przynieść oczekiwane rezultaty. Z Europy musi wyjść wyraźny komunikat, że więcej uchodźców ani tym bardziej imigrantów nie przyjmiemy, a wszystkich, którzy zignorują to ostrzeżenie będziemy traktować jak nieproszonych intruzów. W poczuciu odpowiedzialności za los Europy, trzeba również ukrócić wybryki tych polityków, którzy swoim postępowaniem sprowadzili na nas te kłopoty. Jeśli zaś chodzi o rozwiązanie problemu osób znajdujących się już na obszarze Unii, to naszym zdaniem należy dokonać ich niezwłocznej identyfikacji oraz deportować wszystkich imigrantów ekonomicznych, którym nie przysługuje status uchodźcy. Deportacji powinni podlegać także osobnicy, którzy zamieszani są w działalność terrorystyczną lub dokonali jakichkolwiek przestępstw podczas pobytu w Europie. Pomoc udzielana zweryfikowanym uchodźcom może trwać jedynie do momentu, gdy będą oni mogli bezpiecznie powrócić do swoich krajów. Doraźny charakter tej pomocy powinien wykluczać powiększanie liczby uchodźców poprzez udzielanie zgody na sprowadzanie kolejnych członków ich rodzin oraz doprowadzić do rezygnacji z prowadzenia kosztownych i nieskutecznych działań integracyjnych. Wszelkie koszty wynikające z udzielenia tymczasowego schronienia uchodźcom powinny być pokrywane z funduszy unijnych, a państw członkowskich, które nie chcą ich przyjąć na swoje terytorium nie powinno się do tego zmuszać.

Liga Obrony Suwerenności zdaje sobie sprawę z tego, że proponowane działania mają charakter doraźny, służący rozwiązaniu bieżącego kryzysu migracyjnego, ale są one niezbędne dla zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom Europy. W celu uniknięcia w przyszłości podobnych problemów należy podjąć działania o charakterze długofalowym. Jednym z nich może być wywarcie skutecznej presji na kraje muzułmańskie, aby uzyskać ich większe zaangażowanie w pomoc uchodźcom przebywającym w państwach sąsiadujących z terenami objętymi działaniami wojennymi, ale przede wszystkim trzeba na nich wymóc zaprzestanie współpracy z organizacjami terrorystycznymi. Świat muzułmański musi wziąć większą odpowiedzialność za rozwiązywanie konfliktów w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, a nie tylko czerpać zyski ze współpracy gospodarczej z Zachodem. Przywrócenie ładu i pokoju w tamtym regionie wymaga też większej rozwagi, odpowiedzialności i współpracy ze strony mocarstw dokonujących interwencji, aby cały świat nie musiał ponosić konsekwencji ich awanturniczej polityki. Dlatego rozwiązania trwających tam konfliktów powinno się poszukiwać na forum ONZ, a nie w narastającej rywalizacji militarnych potęg. Potrzebna jest efektywna pomoc materialna, kierowana za pośrednictwem organizacji humanitarnych wprost do uchodźców, zamiast dostarczanego stronom walczącym najnowocześniejszego uzbrojenia, które przeważnie wpada w ręce zbrodniarzy z ISIS.

Liga Obrony Suwerenności uważa, że Polska nie ponosi odpowiedzialności za wywołanie kryzysu migracyjnego w Europie. Dlatego nie powinniśmy przyjmować na swoje terytorium imigrantów ani uchodźców, którzy i tak nie mają zamiaru u nas pozostać, ponieważ celem ich wędrówki są bogatsze od nas kraje Zachodniej Europy. Obowiązkiem polskich władz jest obrona naszej suwerenności i zapewnienie bezpieczeństwa Polakom, którzy mają prawo do zachowania własnego stylu życia oraz pielęgnowania swojej kultury, religii i tradycji, a jednorodny charakter Państwa Polskiego jest wielką wartością i źródłem naszej siły. W związku z tym należy zawetować wszelkie próby narzucenia Polsce przez Unię Europejską jakichkolwiek kontyngentów w ramach przymusowej relokacji uchodźców. Udział naszego kraju w rozwiązywaniu kryzysu migracyjnego powinien polegać na aktywnej akcji dyplomatycznej, która miałaby na celu zmianę polityki unijnej na racjonalną i efektywną oraz na udzieleniu pomocy państwom borykającym się z falą masowej migracji, a także na wsparciu wszelkimi możliwymi środkami akcji uszczelnienia zewnętrznych granic Unii. Oczekujemy więc od polskich władz zdecydowanej i odpowiedzialnej postawy, która zagwarantuje bezpieczną egzystencję polskiemu społeczeństwu, a także umożliwi uregulowanie wstydliwego długu wobec rodaków mieszkających na terenach byłego Związku Sowieckiego i tych Polaków, którzy w ostatnim czasie zmuszeni byli do poszukiwania pracy za granicą. Priorytetem dla nas powinna być repatriacja osób polskiego pochodzenia, które w wyniku represji ze strony sowieckiego reżimu zostały przesiedlone w głąb ZSRS oraz ich potomków, co byłoby zadośćuczynieniem za cierpienia jakich doznali. Rozwiązaniem problemów demograficznych jest natomiast stałe działanie na rzecz zwiększenia dzietności polskich rodzin i stworzenie warunków do powrotu dla milionów polskich emigrantów ekonomicznych, a nie naturalizacja obcych nam cywilizacyjnie przybyszów.

Gdańsk, dn. 29 stycznia 2016 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki 

[Sassy_Social_Share]

W sprawie dyskryminacji polskiego szkolnictwa na Litwie.

O Ś W I A D C Z E N I E

w sprawie dyskryminacji polskiego szkolnictwa na Litwie. 

2 września 2015 roku w wielu polskich szkołach na Wileńszczyźnie miał miejsce „strajk pustych ławek”, który symbolicznie nawiązywał do strajku polskich dzieci we Wrześni w 1901 roku. Istnieje wiele podobieństw pomiędzy sytuacją Polaków prześladowanych w zaborze pruskim i aktualnym położeniem naszych rodaków na Litwie. Wspólnym mianownikiem dawnych poczynań Niemców, jak i obecnych działań Litwinów, jest brutalna depolonizacja terenów przez nich administrowanych, a jednym z ważniejszych elementów prowadzonej akcji wynaradawiającej jest ograniczenie dostępu do edukacji w języku ojczystym.

Teoretycznie sytuacja polskiego szkolnictwa na Litwie wydaje się być dobrą. W zeszłym roku szkolnym w 67 naszych placówkach oświatowych naukę pobierało ponad 10 tys. dzieci. Podobna sytuacja nie ma miejsca w jakimkolwiek obcym państwie, gdzie zamieszkują Polacy. W praktyce jednak w żadnym innym kraju polska mniejszość nie jest zwalczana z taką zaciętością. Duża liczba polskich szkół wynika zaś z faktu, że Polacy stanowią około 10% ogółu obywateli Litwy. Sytuacja Polaków w tym kraju nie jest symetryczna w stosunku do położenia Litwinów w Polsce, którzy choć stanowią zaledwie 0,02% obywateli naszego państwa, to korzystają z wszelkich możliwych przywilejów, takich jak: nauka w języku ojczystym, dotacje do litewskojęzycznych mediów, możliwość używania języka litewskiego w urzędach, czy też umieszczanie dwujęzycznych tablic z nazwami miejscowości, w których stanowią oni większość mieszkańców. Wszystko to gwarantują dwustronne układy zawarte pomiędzy Polską i Litwą oraz obecność obu państw w Unii Europejskiej. Niestety Polacy żyjący na Litwie mogą jedynie pomarzyć o podobnych przywilejach, a w wyniku zamierzonych działań administracyjno-prawnych może dojść do zamknięcia funkcjonujących tam polskich szkół. Kością niezgody jest bowiem ustawa o szkolnictwie z 2011 roku, której odwołania żądają nasi rodacy, domagając się przywrócenia obowiązkowego egzaminu maturalnego z języka polskiego, rezygnacji z ujednolicenia egzaminu z języka litewskiego oraz zwiększenia dotacji dla szkół mniejszości narodowych. Ich położenie stało się już na tyle uciążliwe, że oburzeni obojętnością zarówno władz Litwy, jak i Polski, ogłosili bezterminowe pogotowie strajkowe. Jeżeli w najbliższym czasie nie dojdzie do konkretnych rozmów z przedstawicielami państwa litewskiego, to może się ono przerodzić nawet w strajk generalny, co dodatkowo zaogniłoby napięte stosunki polsko-litewskie, zwłaszcza, że Litwini wykazują gotowość do zastosowania wobec mniejszości polskiej rozwiązań siłowych.

W związku z zaistniałą sytuacją Liga Obrony Suwerenności wzywa władze litewskie do respektowania praw Polaków mieszkających na terytorium państwa litewskiego. Jednocześnie domagamy się od polskiego rządu podjęcia niezwłocznych działań mających na celu polepszenie położenia naszych rodaków żyjących na Litwie. Uważamy, że w przypadku dalszego eskalowania konfliktu przez Litwinów, należy ograniczyć przywileje mniejszości litewskiej w Polsce oraz zaprzestać patrolowania przestrzeni powietrznej Republiki Litewskiej przez polskie lotnictwo. W obliczu lekceważenia Polski i Polaków przez litewskich polityków, jedynie zdecydowane działania mogą pomóc naszym rodakom, którzy przecież nie z własnej winy przestali być obywatelami Polski.

Gdańsk, dn. 7 października 2015 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]

W sprawie przyszłości polskiego górnictwa.

O Ś W I A D C Z E N I E

w sprawie przyszłości polskiego górnictwa.

Polskie zasoby węgla kamiennego należą do największych na świecie i wynoszą według Państwowego Instytutu Geologicznego powyżej 48 mld ton, z czego zasoby złóż zagospodarowanych stanowią 39,7% zasobów bilansowych i wynoszą ponad 19 mld ton. Posiadamy także duże złoża węgla brunatnego, które szacowane są na ponad 22,5 mld ton. Nasze kopalnie wydobyły w 2013 roku około 77 mln ton węgla kamiennego, z czego 10,6 mln ton wywieziono za granicę (w tym czasie eksport wzrósł o 3,2 mln ton), natomiast resztę sprzedano na rynku krajowym. Głównymi odbiorcami polskiego węgla w 2013 roku były: Niemcy (3,5 mln ton), Czechy (1,6 mln ton), Austria (770 tys. ton), Słowacja (650 tys. ton), Wlk. Brytania (650 tys. ton), Dania (550 tys. ton), a także Maroko (360 tys. ton) i Turcja (200 tys. ton). Przy obecnym poziomie konsumpcji w Polsce, węgla wystarczy nam jeszcze na wiele lat. Dlatego będzie on przez długi czas naszym najważniejszym surowcem strategicznym. Obecnie zaspokaja 88% zapotrzebowania energetycznego Polski. W 2012 roku z węgla kamiennego wyprodukowano 53% energii, natomiast z węgla brunatnego 35%. Poza tym należy dodać, że w samym tylko górnictwie węgla kamiennego w 2013 roku zatrudnionych było 106,7 tys. osób, a cała branża wydobywcza generuje wiele tysięcy dodatkowych miejsc pracy w firmach, które pracują na jego potrzeby.

Pomimo zwiększonego popytu na węgiel, można jednak zauważyć, że w ostatnich latach następuje wyraźny spadek wydobycia tego surowca w polskich kopalniach, co pociąga za sobą obniżenie rentowności naszych zakładów wydobywczych, spadek zatrudnienia i zmniejszenie nakładów inwestycyjnych. Wiąże się to z rosnącym niekontrolowanym importem tego surowca, którego tylko w 2013 roku sprowadzono do Polski 10,8 mln ton, w tym z Rosji 6,6 mln ton, Czech 1,6 mln ton i Ukrainy 1 mln ton. Ignorowanie przez polski rząd wielkiej skali importu spowodowało, że na kopalnianych zwałowiskach zalegają ogromne ilości węgla, którego nie można sprzedać. W tej sytuacji kopalnie tracą płynność finansową, wstrzymują wydobycie i wysyłają górników na przymusowe urlopy. Kolejnym czynnikiem wywierającym negatywny wpływ na kondycję polskiego górnictwa jest brak właściwej koncepcji funkcjonowania sektora wydobywczego i energetycznego, a także niedostateczny nadzór właścicielski nad spółkami węglowymi. Jednak podstawowym problemem jest uległość polskiego rządu wobec dyktatu Unii Europejskiej, która narzuciła nam nadmierne ograniczenia w ramach lansowanej przez biurokratów z Brukseli tzw. polityki klimatycznej. Oprócz tego prowadzona jest od wielu lat wzmożona kampania propagandowa przeciwko wykorzystywaniu w Polsce węgla kamiennego, jako surowca do wytwarzania energii elektrycznej i cieplnej, w którą zaangażowane są znaczne siły i środki. Wyjątkowo niepokojące są również przypadki eliminowania węgla, jako paliwa w gospodarstwach domowych oraz działania resortu środowiska zmierzające do wprowadzenia zakazu opalania pieców węglem.

Dalsze bagatelizowanie przez rząd tych groźnych tendencji, w konsekwencji doprowadzi do pogłębienia się kryzysu w górnictwie, bankructwa i likwidacji wielu kopalń, ogromnego wzrostu bezrobocia i zapaści gospodarczej Śląska, który jest jednym z najbardziej uprzemysłowionych rejonów naszego kraju. Zagłada górnictwa zagrozi też bezpośrednio bezpieczeństwu energetycznemu Polski, ponieważ niszcząc naszą samowystarczalność energetyczną uzależnimy się od importu energii. Zagrożeniem dla polskiej suwerenności jest szczególnie import węgla z Federacji Rosyjskiej, który wypiera z rynku polski surowiec, a jego dostawy, podobnie jak gazu i ropy, obciążone są przecież wielkim ryzykiem politycznym. Podobnie jest z fanaberiami brukselskich biurokratów, którzy lansując na siłę rozwiązania zmierzające do całkowitej likwidacji energetyki węglowej, doprowadzą do ogromnego deficytu energii w Polsce i radykalnego wzrostu jej ceny dla przemysłu, jak również dla odbiorców indywidualnych. Obniży to konkurencyjność krajowych przedsiębiorstw i znacznie podroży koszty życia polskiego społeczeństwa.

Liga Obrony Suwerenności uważa, że zasoby węgla są naszym największym bogactwem energetycznym, a górnictwo jest jedną z kluczowych gałęzi przemysłu i od jego kondycji zależy sytuacja całej polskiej gospodarki. Dlatego domagamy się odrzucenia unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego, a także prowadzenia własnej polityki klimatycznej uwzględniającej polskie uwarunkowania społeczno-gospodarcze i bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju. Naszym zdaniem można realizować cele ekologiczne i klimatyczne bez eliminacji węgla kamiennego, jako źródła energii, chociażby inwestując w nowoczesne technologie ograniczające emisję dwutlenku węgla do atmosfery, a także poprzez szersze wykorzystanie możliwości zgazowania węgla na potrzeby chemii czy energetyki, co mogłoby również przyczynić się do zmniejszenia importu rosyjskiego gazu. Domagamy się także zniesienia akcyzy na wydobywany w kraju węgiel oraz wprowadzenia podatku importowego od surowca sprowadzanego do Polski spoza Unii Europejskiej, jak również stworzenia długoterminowej strategii funkcjonowania całego sektora energetycznego, która zapewni bezpieczeństwo energetyczne kraju w oparciu o polski węgiel. Uważamy ponadto, że wskazanym jest także podjęcie energicznych działań zmierzających do stworzenia grup kapitałowych łączących spółki zajmujące się wydobyciem węgla kamiennego z energetyką.

Liga Obrony Suwerenności wyraża również swoje zdecydowane poparcie dla postulatów górniczych związków zawodowych, które w przeciwieństwie do obecnego rządu dostrzegają potrzebę dbania o polskie interesy narodowe i dobro obywateli. Czas skończyć z ignorancją, marnotrawstwem i niekompetencją rządzących! Dość władzy szkodników!

Gdańsk, dn. 9 czerwca 2014 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]

W sprawie sprzeciwu wobec wyprzedaży polskiej ziemi obcokrajowcom.

O Ś W I A D C Z E N I E

w sprawie sprzeciwu wobec wyprzedaży polskiej ziemi obcokrajowcom.

1 maja 2016 roku upłynie termin obowiązywania ograniczeń administracyjnych na zakup polskiej ziemi i lasów przez obcokrajowców. Obecnie zasady obrotu ziemią z udziałem podmiotów zagranicznych reguluje ustawa z 24 marca 1920 roku o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców, która warunkuje nabycie ziemi rolnej przez podmioty zagraniczne od tego, czy „nabycie nieruchomości przez cudzoziemca nie spowoduje zagrożenia obronności, bezpieczeństwa państwa lub porządku publicznego, a także nie sprzeciwiają się temu względy polityki społecznej i zdrowia społeczeństwa”. Musi on również wskazać na okoliczności, które potwierdzają jego więzi z Rzeczpospolitą Polską. Po spełnieniu tych wymogów zakup ziemi przez obcokrajowca może dojść do skutku za zgodą Ministra Spraw Wewnętrznych.

Unijne przepisy, które 1 maja 2016 roku zaczną obowiązywać również w Polsce, dopuszczają swobodny obrót ziemią w obrębie wspólnoty. Pomimo tego, że powyższe uregulowania funkcjonują już od dawna na obszarze tzw. starej Unii, wszystkie państwa zrzeszone w Unii Europejskiej, a zwłaszcza: Francja, Niemcy, Austria, Dania i Holandia, chronią swój stan posiadania ziemi, a w ich prawie istnieją ograniczenia w jej obrocie. W konsekwencji stan faktyczny odbiega od normatywnego, a przy nabywaniu ziemi premiowani są rolnicy z danych krajów. Utrudnia to nabywanie prawa własności ziemi zagranicznym osobom fizycznym i prawnym, zainteresowanym przemysłową gospodarką rolną oraz przeciwdziała skupowaniu ziemi w celach spekulacyjnych przez osoby niezainteresowane prowadzeniem działalności rolniczej. Poza potencjalnie łatwą dostępnością, kolejnymi czynnikami, które decydują o atrakcyjności polskich gruntów dla cudzoziemców są: ich niska degradacja, kilkakrotnie niższa cena w porównaniu do krajów tzw. starej Unii oraz przewaga finansowa podmiotów zagranicznych, która czyni je bezkonkurencyjnymi. W takiej sytuacji polska ziemia może stać się przedmiotem dużego zainteresowania nabywców z bogatszych krajów Unii Europejskiej.

Polityka wielu krajów europejskich sprzyja zachowaniu tradycyjnej struktury wsi. Idą za tym inwestycje mające ułatwić życie na wsi i zapobiec odpływowi ludności do miast, a także ułatwienia komunikacyjne. Tymczasem polskie władze od wielu lat realizują politykę wycofywania się z obszarów wiejskich, czego przejawem są: likwidacja szkół, urzędów, połączeń kolejowych i autobusowych oraz niedoinwestowanie infrastrukturalne i zaniedbania w obszarze komunikacyjnym, co utrudnia życie na wsi i skłania do migracji do aglomeracji miejskich. Polityka rządu Donalda Tuska odbiega więc od praktyki obserwowanej w innych krajach europejskich. Po wyprzedaży polskiego przemysłu, to właśnie ziemia i lasy są naszym podstawowym majątkiem narodowym. Doświadczenia historyczne uczą, że o potencjale narodu decyduje zachowany w jego rękach majątek. Za to pierwszym krokiem do wynarodowienia i ubezwłasnowolnienia jest pozbawienie go własności i ziemi. Polski przemysł można odbudować, bowiem należy do dóbr, o których sile decyduje inicjatywa obywateli. Ziemia zaś jest dobrem, którego ilość jest ograniczona. Ponadto rodzinne gospodarstwa rolne są ważną dziedziną polskiej gospodarki, ponieważ na wsi mieszka około 39% Polaków, a liczba pracujących w rolnictwie indywidualnym według Powszechnego Spisu Rolnego z 2010 roku wynosi ponad 4,5 mln osób.

Do rozdysponowania w Zasobach Własności Rolnej Skarbu Państwa pozostało jeszcze około 1,8 mln ha ziemi. Natomiast od pewnego czasu można zaobserwować zjawisko nasilonego nabywania polskiej ziemi przez podmioty zagraniczne, które wchodzą w jej posiadanie legalnie, za zgodą MSW, poprzez lokowanie kapitału w polskich spółkach, które są tylko nominalnymi właścicielami ziemi, na co nie potrzeba zgody organów administracyjnych; oraz nielegalnie, za pośrednictwem polskich obywateli, którzy faktycznie nią nie dysponują. Ponadto polska ziemia jest obiektem działań spekulacyjnych nastawionych na jej skup z zamiarem późniejszej odsprzedaży cudzoziemcom. Tolerowanie przez rząd takich praktyk doprowadzi w przyszłości do tego, że polscy rolnicy zostaną pozbawieni nie tylko możliwości rozbudowy gospodarstw, ale również milionów euro dotacji unijnych.

MSW ocenia stan posiadania ziemi przez obcokrajowców jako stosunkowo niewielki. Najwyższa Izba Kontroli wykazała jednak, że oficjalne dane resortu są kilkakrotnie zaniżone w stosunku do stanu faktycznego. Prawdziwe rozmiary tego procederu poznamy zapewne dopiero w 2016 roku, ponieważ MSW nie posiada obecnie pełnych danych o skali nabywania polskich gruntów przez cudzoziemców, co wynika z luki w przepisach, które nie zobowiązują spółek kontrolowanych przez obcokrajowców do składania informacji o posiadanych gruntach. Odpowiedzialna za sprzedaż państwowej ziemi Agencja Nieruchomości Rolnych również nie monitoruje występujących na rynku wtórnym procesów koncentracji gruntów w rękach podmiotów zagranicznych.

Liga Obrony Suwerenności opowiada się za tym, aby polska ziemia pozostała w polskich rękach. W naszej opinii polskie władze powinny wzorem innych państw europejskich wprowadzić ograniczenia w obrocie ziemią rolną, a naszym rodzimym rolnikom przyznać preferencyjne warunki jej nabywania, z prawem pierwokupu włącznie. Ziemia będąca w Zasobach Własności Rolnej Skarbu Państwa powinna być przeznaczona wyłącznie na rzecz polskich rolników indywidualnych zamierzających powiększyć swoje gospodarstwa rodzinne, które zgodnie z Konstytucją RP są podstawą ustroju rolnego w Polsce. Dlatego Liga Obrony Suwerenności popiera słuszne protesty rolników domagających się usunięcia szkodliwych patologii w gospodarowaniu gruntami pozostającymi w gestii Agencji Nieruchomości Rolnych i objęcia szczególną kontrolą procesu nabywania państwowej ziemi rolnej, a także będącej w obrocie na rynku wtórnym.

Gdańsk, dn. 8 maja 2014 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]

W sprawie ratyfikacji paktu fiskalnego.

O Ś W I A D C Z E N I E

w sprawie ratyfikacji paktu fiskalnego.

Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 20 lutego 2013 roku uchwalił (stosunkiem głosów 282 za, 155 przeciw i 1 wstrzymującym się) ustawę w sprawie ratyfikacji tzw. paktu fiskalnego. Decyzja parlamentu jest jednak niezgodna z ustawą zasadniczą, ponieważ podjęto ją zwykłą większością głosów, zamiast przewidzianego w art. 90 ust. 2 Konstytucji trybu głosowania większością 2/3 głosów. W związku z tym koalicja PO-PSL oraz wspierające ją kluby SLD i Ruchu Palikota dopuściły się pogwałcenia polskiego prawa, co jest wyraźnym działaniem na szkodę Narodu i Państwa Polskiego.

Pakt fiskalny ma obowiązywać w tych krajach, w których walutą jest euro, natomiast państwa spoza tej grupy mają stosować się do jego zasad dobrowolnie. Dlatego przyjmowanie go w Polsce, w sytuacji gdy nie jesteśmy członkiem eurolandu jest zupełnie bezcelowe. Tymczasem zasiadający w polskim parlamencie gorliwi akwizytorzy unijnych interesów po raz kolejny zademonstrowali swój pogardliwy stosunek do Narodu Polskiego, odmawiając mu prawa do zadecydowania w referendum o wprowadzeniu eurowaluty w Polsce. Stało się tak, ponieważ „wybrańcy narodu” mentalnie znajdują się już od dawna w strefie euro!

Pakt fiskalny powstał w odpowiedzi na ujawnienie patologicznych zachowań krajów eurolandu, w zakresie ich nieodpowiedzialnej polityki budżetowej i zatajania tych faktów przed instytucjami wspólnotowymi. Polska jednak nie zalicza się do tego grona, a wspomniany pakt jest jedynie desperacką próbą ratowania skompromitowanego projektu politycznego, jakim jest Unia Europejska. Jest także częścią planu stworzenia gospodarki centralnie sterowanej przez Brukselę. Jego przyjęcie przez polski parlament jest więc aktem politycznym, gdyż nie przynosi nam nic nowego, ani korzystnego w wymiarze ekonomicznym lub społecznym. Wręcz przeciwnie, w zamian za partycypowanie w kosztach utrzymania strefy euro, mamy mieć jedynie możliwość przysłuchiwania się niektórym obradom grupy państw, które podpisały tę umowę, ale tylko tym najmniej ważnym.

Polska posiada zapisy w swojej Konstytucji, a także ustawy dotyczące finansów publicznych ustanawiające tzw. progi ostrożnościowe, których przekroczenie wymusza na rządzie odpowiednie oszczędności. Nasze prawodawstwo nie przewiduje jednak w takiej sytuacji nakładania na Polaków miliardowych kar przez obcych urzędników, jak to zakłada pakt fiskalny. Pozbawienie polskiego rządu możliwości decydowania o naszych finansach poprzez przyjęcie obcej waluty i zlikwidowanie własnego banku centralnego oraz wprowadzenie reguł, według których o polskich sprawach decydować będą najsilniejsze państwa członkowskie Unii, jest bardzo niebezpiecznym krokiem służącym likwidacji kluczowych atrybutów suwerenności państwowej. Poza tym oprócz krajowego prawa, pakt fiskalny dubluje także zapisy tzw. sześciopaku, uchwalonego już wcześniej i obowiązującego w Polsce. Pakt ten, co prawda, posiada „furtkę”, która w przypadku zbudowania koalicji politycznej pozwala odrzucić karę nałożoną przez Komisję Europejską. Jednak wiadomym jest, że najwięcej głosów w Parlamencie Europejskim mają Niemcy i Francja, które mogą decydować o karaniu jednych państw lub „ułaskawianiu” innych, spełniających ich zachcianki. Podobna sytuacja miała już miejsce na początku ubiegłej dekady, gdy wspomniane kraje nie zostały ukarane za przekroczenie limitu deficytu budżetowego określonego w pakcie stabilności i wzrostu.

Liga Obrony Suwerenności opowiada się za zachowaniem pełnej niepodległości przez Państwo Polskie, a posiadanie własnej narodowej waluty jest tego niezbędnym warunkiem. Dlatego zdecydowanie sprzeciwiamy się ratyfikacji paktu fiskalnego oraz potępiamy łamanie polskiego prawa przez parlament Rzeczypospolitej. Wyrażamy także nasze poparcie dla działań patriotycznej opozycji, które zmierzają do zaskarżenia decyzji Sejmu do Trybunału Konstytucyjnego. Uważamy ponadto, że jeśli wspomniane działania okażą się bezskuteczne, to należy zrobić wszystko, co tylko możliwe, aby w nowym składzie parlamentu, który wyłoni się po kolejnych wyborach, doprowadzić do unieważnienia tego szkodliwego paktu, gdyż jego rozwiązania zagrażają żywotnym interesom Polski i Polaków. Naszym zdaniem jedynie państwo suwerenne i odporne na wpływy wynikające z obcego ustawodawstwa jest w stanie odpowiednio zadbać o interesy swoich obywateli. Dlatego odrzucamy wszelką obcą ingerencję w nasze sprawy wewnętrzne i potępiamy przedstawicieli polskich władz, którzy taką możliwość dopuszczają, a nawet w pełni świadomie ją akceptują.

Gdańsk, dn. 4 marca 2013 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]

W sprawie poparcia dla Narodu i Państwa Węgierskiego.

O Ś W I A D C Z E N I E

 w sprawie poparcia dla Narodu i Państwa Węgierskiego.

W ostatnim czasie jesteśmy świadkami zmasowanego ataku na suwerenność Państwa Węgierskiego, które pod przywództwem nowego rządu, kierowanego przez premiera Viktora Orbána, próbuje wydobyć się ze stanu zapaści politycznej i gospodarczej, będącej skutkiem ośmioletnich rządów koalicji socjalistów i liberałów. W ich trakcie dokonano, na niespotykaną wcześniej skalę, zawłaszczenia majątku narodowego, a także umożliwiono niczym nieskrępowane pustoszenie krajowego rynku przez zagraniczne koncerny i obcy kapitał. Dodatkowo sytuację zaostrzyła wszechobecna korupcja i oszustwa, dokonywane przez ludzi z politycznego establishmentu. Gwałtowna zapaść finansów publicznych i narastająca niewydolność państwa, połączona z postępującym zubożeniem społeczeństwa oraz szybkim bogaceniem się skorumpowanych polityków i pazernych biznesmenów, doprowadziły w konsekwencji, w wyniku wyborów z 2010 roku, do odsunięcia od władzy skompromitowanego układu politycznego i przekazania steru rządów nowej koalicji centroprawicowej.

Polityka nowego rządu węgierskiego od samego początku budziła wściekłość odsuniętych od władzy prominentów partyjnych z opcji socjalistycznej i liberalnej oraz międzynarodowego kapitału i biurokratów z Brukseli. Dlatego, że premier Orbán twardo broni interesu narodowego, a nie partykularnych interesów banków i zagranicznych monopoli oraz dokonuje takich zmian w polityce wewnętrznej, które naruszają wpływy poprzedniego układu politycznego. Motywem przewodnim tych działań jest chęć wyciągnięcia Węgier z kryzysu oraz poprawienie warunków bytowych ludności, w tym udzielenie pomocy rządowej dla rodzin, które nie mogą wyjść z pułapki kredytowej zachodnich banków. Za to, że władze węgierskie starają się wzmocnić własne państwo, ustanawiając nową konstytucję i uzdrawiając finanse publiczne poprzez opodatkowanie zagranicznych banków i koncernów, stały się one obiektem brutalnych ataków ze strony rodzimych renegatów i lewicowej międzynarodówki.

Państwo Węgierskie atakowane jest bezustannie przez najbardziej wpływowe i opiniotwórcze media na Zachodzie, szkalowane jest przez wszelakiej maści lewaków i międzynarodową finansjerę, a w ostatnim czasie spotkało się również z brutalną presją Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Komisji Europejskiej. Bruksela wszczyna procedury karne w celu wymuszenia zmiany nowych przepisów ustanowionych przez węgierski parlament, które budzą kontrowersje u unijnych komisarzy. Chodzi przede wszystkim o ustawy dotyczące banku centralnego, reformy sądownictwa i zmiany konstytucji. Komisja Europejska skrytykowała Węgry za to, że nie realizują przyjętego planu trwałego ograniczania deficytu finansów publicznych i zaleciła otwarcie nowego etapu procedury dyscyplinującej wobec tego kraju, co może prowadzić do sankcji w postaci odebrania przysługujących funduszy spójności.

W opinii Rady Politycznej Ligi Obrony Suwerenności dyktat stosowany przez unijne instytucje wobec Węgier jest skandalem na niespotykaną dotychczas skalę i bezpodstawną ingerencją w sprawy wewnętrzne suwerennego państwa. Szczególnie w sytuacji, gdy powszechnie głosi się zapewnienia o solidarności panującej w Unii Europejskiej i przeznacza się ogromną pomoc dla zadłużonych Włoch, Grecji, Portugalii i innych państw członkowskich. Jednocześnie odmawia się pomocy Węgrom i stosuje się wobec nich brutalny szantaż, którego celem jest zmuszenie władz węgierskich do wycofania się z reform ratujących państwo przed upadkiem i społeczeństwo przed wyzyskiem ze strony międzynarodowego kapitału.

Węgrzy mają prawo samodzielnie kształtować swoją przyszłość według własnej woli i nikt z zewnątrz nie powinien ingerować w ich stosunki wewnętrzne, zwłaszcza, że wszelkie decyzje rządu i parlamentu węgierskiego podejmowane są z zachowaniem reguł demokratycznych. Dlatego Rada Polityczna Ligi Obrony Suwerenności wyraża swoje poparcie dla bratniego Narodu Węgierskiego oraz wzywa wszystkich Polaków do solidaryzowania się z Węgrami, w tych trudnych dla nich chwilach. Apelujemy też do Sejmu Rzeczypospolitej o podjęcie uchwały popierającej Węgrów, w ich dążeniu do normalizacji stosunków wewnętrznych oraz potępiającej zamachy na suwerenność Państwa Węgierskiego. Dzisiaj upokarzani są Węgrzy, a później może przyjść czas na upokarzanie innych narodów, na co w imię sprawiedliwości i solidarności nie powinniśmy pozwolić.

Gdańsk, dn. 2 lutego 2012 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]