W sprawie sprzeciwu wobec germanizacji polskich dzieci w Niemczech.

O Ś W I A D C Z E N I E

w sprawie sprzeciwu wobec germanizacji polskich dzieci w Niemczech.

W stosunkach polsko-niemieckich od wielu lat mamy do czynienia z bolesnym problemem, który dotyczy skandalicznej działalności wszechwładnego Urzędu ds. Młodzieży – Jugendamt. Zalążki Jugendamtów powstały w 1922 roku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą. Jego późniejsze praktycznie nieograniczone możliwości i niekontrolowane zasady działania zostały określone po dojściu Hitlera do władzy w 1933 roku, gdy naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego. Jugendamty w czasie II wojny światowej były jednym z głównych instrumentów nazistowskiej polityki germanizacyjnej realizowanej w ramach tzw. Generalnego Planu Wschodniego, który polegał m.in. na masowym rabunku i wynaradawianiu dzieci uznanych przez eugenikę niemiecką za „wartościowe rasowo”. Po wojnie nie zostały rozwiązane, pomimo tego, że były aktywnym elementem nazistowskiego aparatu przemocy. Do 1952 roku pozostawały pod kontrolą niemieckiego MSW, wtedy właśnie zniszczono akta ok. 200 tys. uprowadzonych w czasie wojny polskich dzieci, które pozbawiono tożsamości i „podarowano” niemieckim rodzinom. W wyniku zacierania śladów tej ohydnej zbrodni odnaleziono jedynie ok. 10% spośród porwanych dzieci.

Unormowania prawne dotyczące opieki nad młodzieżą i dziećmi zostały przeniesione do obowiązującego w RFN Kodeksu Socjalnego z prawodawstwa III Rzeszy i stanowią dzisiaj podstawę prawną działalności Jugendamtów, które znajdują się w gestii niemieckich krajów związkowych. W myśl obowiązującej w Niemczech polityki Deutsche Leitkultur – niemiecka kultura wiodąca – przymusowo wychowuje się dzieci obcokrajowców na „dobrych Niemców”. Temu celowi służy również proceder odbierania prawa do opieki nad dziećmi, po rozwodzie mieszanych małżeństw, rodzicom pochodzącym spoza Niemiec. Jugendamty coraz częściej brutalnie ingerują w życie rodzin i naruszają ich prywatność. Federalny Urząd Statystyczny poinformował, że tylko w 2011 roku odebrały rodzinom 38 500 nieletnich. Większość tych interwencji dotyczyła rodzin niemieckich, w których występowały problemy wychowawcze. Jednak coraz częściej spotyka to rodziny obcokrajowców, w tym szczególnie Polaków, którym pod byle pretekstem odbiera się prawa rodzicielskie.

Liczne przypadki uprowadzenia dzieci przez Jugendamty, utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z rodzicami, w sytuacji, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem oraz częste zakazy rozmów z dziećmi w języku innym niż niemiecki, wskazują jednoznacznie na rozpowszechnioną w tej instytucji i tolerowaną przez niemiecki wymiar sprawiedliwości praktykę zmierzającą do zniemczenia dzieci innych narodowości. W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z ich dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z innych krajów. Skandaliczne praktyki stosowane przez Jugentamty są dla wielu polskich rodziców źródłem prawdziwych dramatów i nierzadko kończą się dla nich ruiną finansową oraz prawdziwą gehenną, związaną z sądowym dochodzeniem prawa do opieki nad dziećmi. Dlatego nie może dziwić fakt, że zrozpaczeni i zdesperowani rodzice coraz częściej decydują się na ucieczkę z Niemiec i ukrywanie się przed tamtejszymi sądami, które realizując interesy państwa niemieckiego zmierzają do odebrania im dzieci i przekształcenia ich z dwunarodowych na Niemców mówiących tylko po niemiecku.

W obliczu tej brutalnej polityki germanizacyjnej realizowanej przez bezduszną machinę biurokratyczną dyskryminowani rodzice pozostają często bezradni, bowiem poza wsparciem ze strony organizacji społecznych nie mogą liczyć na pomoc polskiego rządu, który bagatelizuje ten problem, ani polskich sądów, które najczęściej wtórują sądom niemieckim. Pomimo tego, że karygodne praktyki, których dopuszczają się Jugendamty są bezczelnym przejawem łamania europejskiego prawa, to Niemcy się tym w ogóle nie przejmują, nie zważając nawet na protesty Parlamentu Europejskiego. Jest to również przykład dysproporcji w podejściu Niemców do przestrzegania tzw. standardów europejskich, których stosowania przez inne państwa głośno się domagają, a jednocześnie sami stosują się do nich tylko wtedy, gdy jest im to wygodne.

W związku z tym, Liga Obrony Suwerenności wyraża swój zdecydowany sprzeciw wobec prowadzonej w Niemczech polityki germanizacyjnej dotykającej naszych rodaków, jak również oburzenie biernością polskiego rządu, którego obowiązkiem jest ochrona Polaków mieszkających poza granicami naszego państwa. Domagamy się od władz Rzeczypospolitej podjęcia zdecydowanych kroków dyplomatycznych, celem powstrzymania wszelkich działań podejmowanych przez niemieckie instytucje, które zmierzają do wynarodowienia polskich dzieci oraz udzielenia pomocy polskim rodzinom pokrzywdzonym przez Jugendamty. Nie można bowiem dłużej tolerować szkodliwej działalności tych instytucji, które chociażby z racji ich rodowodu powinny być już dawno zlikwidowane. Nie można też biernie przypatrywać się temu, jak krzywdzi się niewinnych ludzi, którym, za to tylko, że chcą mówić z dziećmi po polsku, odbiera się prawa rodzicielskie i zmusza się do desperackich czynów, które przede wszystkim szkodzą ich dzieciom.

Gdańsk, dn. 2 marca 2014 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]

W sprawie gloryfikacji zbrodniarzy z OUN-UPA.

O Ś W I A D C Z E N I E

w sprawie gloryfikacji zbrodniarzy z OUN-UPA.

Historia rzezi dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich z OUN-UPA na ludności polskiej, zamieszkującej w II Rzeczypospolitej tereny Małopolski Wschodniej i Wołynia, stanowi jeden z najbardziej krwawych rozdziałów w naszych dziejach. Pamięć o tamtych zbrodniach jest zarówno hołdem, jak i obowiązkiem naszego pokolenia wobec tych, którzy zostali zamordowani, za to, że byli Polakami. Zadawało się, że ta ponura i wstydliwa karta historii ukraińskiej jest bezsprzecznie godna najwyższego potępienia i rozrachunku z opętańczą ideologią banderowców spod znaku OUN-UPA. W świadomości Polaków, szczególnie tych, którzy pochodzą z Kresów Wschodnich, słowa takie jak Wołyń czy Podole, już na zawsze pozostaną symbolem polskiego męczeństwa. Dobre stosunki oraz relacje pomiędzy państwami można układać tylko w oparciu o prawdę, szczery dialog i dobrą wolę. Prawdą jest, że nie da się zbudować pojednania z Ukrainą na kłamstwie, a milczenie w sprawie bestialskich mordów na Polakach z Wołynia i Małopolski Wschodniej jest równoznaczne z kłamstwem.

Polska poparła niepodległościowe aspiracje oraz demokratyczne przemiany na Ukrainie. Czas jednak spojrzeć prawdzie w oczy i przestać karmić się złudzeniami. Dzisiejsza polityka Wiktora Juszczenki, Julii Tymoszenko, jak i wielu innych ukraińskich polityków, to gloryfikacja zbrodniarzy z OUN-UPA. Banderowcy stali się kombatantami, a Stepan Bandera i Dmytro Kłaczkiwskij, zwany katem Wołynia, bohaterami narodowymi. Zbrodniarzami według ukraińskiej definicji są natomiast żołnierze Armii Krajowej i „okupacyjne władze II Rzeczpospolitej”. Wymownym symbolem dzisiejszej polityki władz Ukrainy jest prowokacyjne umieszczenie tablicy upamiętniającej naczelnego dowódcę UPA Romana Szuchewycza na frontonie polskiej Szkoły Średniej nr 10 we Lwowie. W świetle tych faktów niepokojące i wywołujące oburzenie jest zachowanie polskich władz, które wybrały politykę spolegliwości oraz „chowania głowy w piasek”. Jednak największe zgorszenie budzi fakt odmowy przyjęcia patronatu oraz przyjazdu prezydenta Lecha Kaczyńskiego na obchody 65. rocznicy rzezi na Wołyniu. Prezydent Rzeczypospolitej objął za to patronat nad Festiwalem Kultury Ukraińskiej.

Liga Obrony Suwerenności oświadcza, że nie będzie się biernie przyglądać temu, jak dzisiejsi apologeci UPA gloryfikują zbrodniarzy i zakłamują historię, a polskie władze tchórzostwem i milczeniem dodają zachęty nacjonalistom ukraińskim. Dzisiejsza „klasa” polityczna pokazała już nieraz, że nie potrafi sprostać wyzwaniom, przed którymi stanął nasz kraj. Dlatego politycy ci odejdą w niesławie i powszechnej pogardzie. Nadchodzi czas, kiedy to ugrupowania narodowe i patriotyczne przejmą dzieło budowy odrodzonej Rzeczypospolitej, ale na fundamencie stworzonym z prawdy. Dopilnujemy, aby fałszowanie naszej narodowej historii spotkało się z należytą reakcją. Nie pozwolimy, aby pamięć o ofiarach zbrodniarzy z OUN-UPA została przesłonięta pomnikami na cześć ich katów oraz złą wolą polityków kierujących się jedynie swoimi doraźnymi interesami.

Gdańsk, dn. 4 lutego 2010 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]

W sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego.

O Ś W I A D C Z E N I E

w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego.

Podpisanie w dniu 10 października 2009 roku przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego kończy procedurę jego ratyfikacji w Polsce. Po to, aby wszedł on w życie w całej Unii potrzebny jest już tylko podpis prezydenta Republiki Czeskiej Vaclava Klausa.

Wielu polskich patriotów, będących przeciwnikami Unii Europejskiej, rozczarowanych jest postawą prezydenta Rzeczypospolitej, ponieważ liczyli na to, że lokator Pałacu Namiestnikowskiego zachowa się niczym Reytan i powstrzyma proces dalszej integracji Unii, którego konsekwencją jest utrata suwerenności przez wchodzące w jej skład państwa narodowe. Jednak ich nadzieje opierały się tylko na złudzeniach i nie miały żadnych racjonalnych podstaw. Liga Obrony Suwerenności wskazywała wielokrotnie na dwulicowość polityków PiS-u oraz ich cyniczną grę na emocjach elektoratu antyunijnego, służącą jedynie do poprawienia wyników wyborczych tego ugrupowania.

Tymczasem fakty świadczyły o prawdziwym stosunku partii braci Kaczyńskich do Unii i procesu jej dalszej integracji. Od samego początku wpisywali się oni w nurt oficjalnej prounijnej propagandy, tumaniącej i oszukującej Polaków, co do prawdziwych skutków tzw. integracji europejskiej. Głosami parlamentarzystów z PiS-u zdecydowano również o tym, że Polacy nie otrzymali prawa wypowiedzenia się w referendum na temat ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, który będzie miał niebagatelny wpływ na ich dalsze życie. Kulminacyjnym momentem było głosowanie w parlamencie, gdzie za przyjęciem traktatu wypowiedziała się zdecydowana większość posłów PiS-u, w tym prezes Jarosław Kaczyński. Następnie, aż do chwili złożenia przez prezydenta podpisu pod traktatem, politycy PiS-u z wielką hipokryzją mamili prawicowych wyborców, co do prawdziwych intencji Lecha Kaczyńskiego, który skrzętnie ukrywał swoje odmienne od ich oczekiwań poglądy na temat traktatu.

Jednak najbardziej żenującym jest to, że prezydent jako najważniejsza osoba w państwie, który powinien stać na straży interesów i bezpieczeństwa Rzeczypospolitej, nie potrafił sprecyzować przez wiele miesięcy jasnego stanowiska wobec ratyfikacji traktatu. Zasłaniał się jedynie wynikiem referendum w Irlandii oraz nieprzejednanym stanowiskiem prezydenta Czech. Oba wspomniane przypadki świadczą o tym, że wbrew nakazom Brukseli, można z jednej strony dać szansę wypowiedzenia się narodowi w kwestii jego przyszłości, jak to miało miejsce w Irlandii, a z drugiej, że można mieć własne i niezależne zdanie na temat traktatu oraz otwarcie je prezentować, jak to czyni prezydent Klaus. Tylko, że do tego potrzebna jest dobra wola i odrobina odwagi, której najwyraźniej zabrakło prezydentowi Kaczyńskiemu i jego zapleczu politycznemu.

Prezydent miał możliwość opóźnienia ratyfikacji traktatu i uzyskania dodatkowych gwarancji zabezpieczających nasze narodowe interesy, kierując traktat do Trybunału Konstytucyjnego, tak jak to miało miejsce w Niemczech i jak to uczyniono w Czechach. Jednak nie zrobił tego, a z ceremonii złożenia podpisu pod traktatem uczynił polityczną hucpę, na którą przybyli najgorliwsi i najbardziej usłużni akwizytorzy unijnych interesów. Wszystko, co dotychczas w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego uczynił prezydent Kaczyński, obliczone było wyłącznie na użytek walki wewnętrznej i na zyskanie poklasku gawiedzi, niezorientowanej w jego przebiegłej grze. Poniżej godności prezydenta, który dotychczas kreował się na zdecydowanego obrońcę naszej suwerenności państwowej, były również jego umizgi skierowane pod adresem unijnych salonów oraz peany na cześć Unii Europejskiej, która obecnie jawi się Lechowi Kaczyńskiemu jako: „wspaniały eksperyment w historii ludzkości”. Pozostaje nam tylko powiedzieć: „skończ waść, wstydu oszczędź!”.

Liga Obrony Suwerenności oświadcza, że pomimo podpisania przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego, nie akceptuje faktu utraty przez Państwo Polskie suwerenności, oraz że będzie konsekwentnie dążyć do odzyskania wszelkich prerogatyw utraconych przez Rzeczpospolitą. Oświadcza również, że będzie dążyć do rozliczenia wszystkich osobników, którzy sprawując najwyższe urzędy w Polsce doprowadzili do upadku naszej państwowości.

Gdańsk, dn. 16 października 2009 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki

[Sassy_Social_Share]