Oświadczenie w sprawie prześladowania Polaków na Białorusi i stosunku władz białoruskich do Polski.

W dniu 23 czerwca 1992 roku w Warszawie podpisano Traktat między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Białorusi o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, który w artykułach 13–17 ustanowił zasady ochrony mniejszości narodowych zamieszkujących w obu państwach. W art. 14 strony porozumienia postanowiły, że: „Osoby należące do mniejszości polskiej w Republice Białoruś oraz mniejszości białoruskiej w Rzeczypospolitej Polskiej mają prawo, indywidualnie lub wespół z innymi członkami swojej grupy, do swobodnego zachowania, rozwijania i wyrażania swojej tożsamości etnicznej, kulturowej, językowej i religijnej, bez jakiejkolwiek dyskryminacji i w warunkach pełnej równości wobec prawa”, oraz że „przynależność do mniejszości narodowej jest sprawą indywidualnego wyboru dokonywanego przez osobę i że nie mogą z tego wynikać dla niej żadne negatywne następstwa”. Dlatego, po upływie prawie trzech dekad od zawarcia tej umowy, należy zadać fundamentalne pytanie: Jak strony porozumienia wywiązują się z przyjętych zobowiązań?

W Polsce, według danych Spisu Powszechnego Ludności z 2011 roku, zamieszkiwało 43 878 osób narodowości białoruskiej. Nauczanie języka białoruskiego w 2020 roku realizowano w 2 przedszkolach, 25 szkołach podstawowych i 2 liceach ogólnokształcących, gdzie uczyło się 2729 dzieci. Szkolnictwo białoruskie w naszym kraju utrzymywane jest przez samorządy lokalne, a państwo polskie przeznacza na ten cel dodatkowe kwoty subwencji oświatowej, która w latach 2006–2013 wynosiła 12 209 105 zł. Polska zapewnia swoim obywatelom narodowości białoruskiej całkowitą swobodę pielęgnowania ich języka, kultury i tożsamości. Białorusinom nikt nie czyni żadnych przeszkód w angażowaniu się w działalność społeczno-polityczną, ani nie wpływa na ich samoidentyfikację narodową. Korzystają z pełni praw publicznych i obywatelskich oraz z ochrony i wsparcia naszych organów państwowych. Nikt ich nie prześladuje i nie szykanuje, ani tym bardziej nie wynaradawia. Jeśli chcą się czuć polskimi obywatelami narodowości białoruskiej, to mają w tym całkowitą swobodę, a gdy się decydują na asymilację z narodem polskim, to witamy ich z otwartymi ramionami i po bratersku. Czy Polacy mieszkający na Białorusi mogą liczyć na podobne traktowanie?

Na obszarze państwa białoruskiego, według szacunkowych danych przedstawianych przez polski MSZ, organizacje społeczne i przedstawicieli Kościoła katolickiego, mieszka od 300 tys. do 1,2 mln świadomych swojego pochodzenia Polaków, co stanowi ponad 12% ogólnej liczby mieszkańców. Ustalenie dokładnej liczebności mniejszości polskiej na Białorusi nastręcza poważne problemy, ponieważ wśród Polaków występuje duże zróżnicowanie w zakresie poczucia tożsamości narodowej, a władze białoruskie fałszują statystyki i szykanują osoby przyznające się do polskości. Na zredukowanie populacji polskiej zamieszkującej dawne Kresy Północno-Wschodnie Rzeczypospolitej złożyły się długotrwałe działania władz zaborczych i okupacyjnych, najpierw rosyjskich, potem sowieckich, które prowadziły szeroko zakrojoną akcję eksterminacyjną i rusyfikacyjną, a po II wojnie światowej, wraz z aneksją tych terenów przez ZSRS, doszło do masowego wysiedlania Polaków z ich ojcowizny. Jednak pomimo straszliwych prześladowań, masowych mordów i deportacji, nadal żyje tam znaczna liczba ludności polskiej. Sytuacja naszych rodaków pod rządami sowieckimi była bardzo ciężka, ponieważ ówczesne władze uważały, że na Białorusi nie ma osób narodowości polskiej, tylko są spolonizowani Białorusini. Zadeklarowanie wtedy przynależności do narodu polskiego oznaczało przekreślenie możliwości zrobienia kariery zawodowej i skazanie się na bycie obywatelem drugiej kategorii, a młodzieży stwarzało barierę uniemożliwiającą zdobycie wyższego wykształcenia. Podczas spisów ludności władze dokonywały fałszerstw i często wbrew woli ankietowanych Polaków zapisywały ich jako Białorusinów. Zmieniano im też imiona i nazwiska na rosyjskie lub białoruskie, co w połączeniu z innymi fałszerstwami prowadziło do uzyskania danych statystycznych korzystnych dla organów władzy i wskazujących na radykalny spadek liczby Polaków. W efekcie tych działań oraz politycznej indoktrynacji, braku możliwości nauczania języka polskiego i ograniczania zakresu używania języka ojczystego, a także zakazu uczestnictwa w obrzędach religijnych, część społeczności polskiej zmieniła deklarowaną orientację narodową, licząc, że w ten sposób zapewni sobie równouprawnienie.

Sytuacja Polaków niewiele się poprawiła po upadku Związku Sowieckiego i powstaniu Republiki Białoruskiej, bowiem już w trakcie negocjacji traktatowych prowadzonych w czerwcu 1992 roku, przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi, Stanisław Szuszkiewicz, oświadczył stronie polskiej, że władze białoruskie nie dopuszczą do odrodzenia pojęcia „polskości” i „katolickości” w swoim kraju. Jednym słowem, Polska uznała granice Białorusi, zapewniła dobre traktowanie mniejszości białoruskiej i otworzyła się na współpracę w wielu dziedzinach, szczególnie gospodarczą, a w zamian nie dostała nic poza szykanami i prześladowaniami naszych rodaków, wegetujących pod rządami brutalnego reżimu Łukaszenki. Władze białoruskie od samego początku uznały Polaków za wrogów, ponieważ rozmiary polskiego odrodzenia narodowego na Białorusi znacznie przewyższały ich osiągnięcia w zakresie odrodzenia białoruskiego. I pomimo ogromnej przewagi sił i środków jakimi dysponowali Białorusini oraz niesprzyjającej atmosfery politycznej społeczność polska wykazała się większą żywotnością, aktywnością i lepszymi uzdolnieniami organizacyjnymi. Przykładem jałowości polityki białoruskiej jest to, że po 30 latach istnienia tego państwa jedynie 2,4 mln jego mieszkańców (w 2019 roku liczba ludności Białorusi wynosiła 9,4 mln) posługuje się w domu językiem białoruskim, pozostała większość posługuje się językiem rosyjskim (6,7 mln), który ma status języka urzędowego. W 2017 roku w języku ojczystym uczyło się jedynie 13,3% uczniów białoruskich, czyli prawie dwa razy mniej niż 10 lat wcześniej, natomiast pozostali uczyli się w języku rosyjskim. W 2017 roku narzucono też rosyjski jako język wykładowy dla wielu przedmiotów nauczanych w polskich placówkach oświatowych oraz obowiązek zdawania matury po rosyjsku. Widać więc, że tamtejsze władze nie tyle dążą do umocnienia białoruskiej tożsamości narodowej, co raczej do rusyfikacji, nie tylko Polaków, ale także samych Białorusinów.

Zaostrzenie antypolskiego kursu przez władze białoruskie datuje się od wygranych przez Aleksandra Łukaszenkę wyborów prezydenckich w 1994 roku, w których Związek Polaków na Białorusi (ZPB) poparł jego konkurenta Zenona Paźniaka z Białoruskiego Frontu Narodowego. Działacze ZPB wykazywali też coraz większą aktywność polityczną, angażując się m.in. w wybory do Rady Najwyższej, co nie spotkało się z przychylnością ówczesnych władz, które czuły zagrożenie ze strony rosnącej w siłę polskiej organizacji. Dlatego w 2000 roku wymusiły zmianę władz ZPB, co dało ten skutek, że Związek zrezygnował z aktywności politycznej. Jednak pomimo tego, że nowe kierownictwo popierało władze Białorusi, to jego uległa postawa nie przełożyła się na znaczącą poprawę położenia mniejszości polskiej. Dlatego, w marcu 2005 roku na zjeździe ZPB w Grodnie, jego działacze podjęli próbę odzyskania niezależności od władz białoruskich i dokonali zmiany kierownictwa. Odwołano prezesa Tadeusza Kruczkowskiego i na jego miejsce wybrano Andżelikę Borys. Decyzję podjętą przez ZPB podważyło ministerstwo sprawiedliwości Białorusi, które uznało zjazd za nieprawomocny. W lipcu 2005 roku władze białoruskie doprowadziły do siłowego przejęcia Związku, a do jego siedziby w Grodnie wtargnęła milicja i siłą wyprowadziła dyżurujących tam działaczy. Kontrolę nad budynkiem i organizacją ponownie przejął spolegliwy wobec reżimu Kruczkowski, natomiast osoby niegodzące się z „nowym porządkiem” poddano brutalnym represjom i szykanom. W sierpniu 2005 roku w Wołkowysku odbył się powtórzony zjazd ZPB, na którym odpowiednio dobrani i wyselekcjonowani przez lokalną administrację delegaci wybrali na prezesa Józefa Łucznika, cieszącego się poparciem władz białoruskich. W konsekwencji tych wydarzeń władze polskie nie uznały nowego zarządu ZPB, stwierdzając, że został on wybrany w sposób niedemokratyczny i nie może być wiarygodnym partnerem do reprezentowania społeczności polskiej na Białorusi. Dlatego strona polska zaprzestała udzielania pomocy finansowej dla tej organizacji. Od tamtego czasu funkcjonują równolegle dwie organizacje: Związek Polaków na Białorusi „legalny – reżimowy” wyłoniony przez władze białoruskie i Związek Polaków na Białorusi „nielegalny – nieuznawany przez tamtejsze czynniki rządowe”, ale uznawany przez władze polskie, na czele którego stoi Andżelika Borys. Tak właśnie została rozbita największa organizacja mniejszości polskiej, czego negatywnym skutkiem jest znaczne ograniczenie aktywności jej lokalnych struktur, co z kolei niekorzystnie odbija się na procesie polskiego odrodzenia na Białorusi.

Trzeba też wyraźnie stwierdzić, że pomimo podejmowanych przez władze białoruskie prób „ocieplenia” stosunków z Warszawą i z „nielegalnym” ZPB, zmierzających do ponownego zjednoczenia rozbitej organizacji, to nie można uznać tych działań za szczerą wolę normalizacji we wzajemnych relacjach, ponieważ za tymi w istocie pustymi gestami nie następuje zauważalna zmiana polityki Mińska wobec Polaków. Łukaszenka konsekwentnie depcze prawa mniejszości polskiej, prowadzi działania dezintegracyjne w polskich organizacjach, inicjuje w nich kolejne rozłamy, przejmuje ich majątek, nierzadko sfinansowany przez państwo polskie, a przede wszystkim poddaje systematycznym represjom ich działaczy, którzy nie chcą podporządkować się jego woli. Wszelkie „przyjacielskie” gesty z jego strony należy traktować jako zabiegi taktyczne, które mają zmylić zagraniczną opinię publiczną i ukryć jego prawdziwe intencje. Faktycznie zaś zmierza on do całkowitej likwidacji wszelkich niezależnych organizacji społecznych (nie tylko polskich) i pozostawienia jedynie takich, które będą mu ślepo oddane i posłuszne. Przykładem tego są nieustające represje wymierzone w polskich działaczy narodowych, bowiem w marcu 2021 roku doszło do skoordynowanej akcji białoruskich służb siłowych, które wkroczyły do siedzib ZPB w Grodnie, Wołkowysku i Lidzie oraz dokonały przeszukania w prywatnych domach działaczy i w prowadzonych przez tę organizację szkołach społecznych. Spacyfikowano też grodzieńską redakcję portalu znadniemna.pl i zarekwirowano sprzęt elektroniczny oraz nakłady czasopism: „Głos znad Niemna” i „Magazyn Polski”. Jednocześnie aresztowano liderów ZPB, w tym Andżelikę Borys, wobec których białoruska Prokuratura Generalna wszczęła postępowanie karne – „za umyślne działania mające na celu podżeganie do nienawiści narodowej i religijnej oraz sianie niezgody na gruncie przynależności narodowej, religijnej i językowej, a także za rehabilitację nazizmu”. Grozi im za te bezpodstawne oskarżenia od 5 do 12 lat łagrów. W komunikacie prokuratury białoruskiej podano, że jakoby „obywatele ci, pozycjonujący się jako członkowie ZPB, od 2018 roku do chwili obecnej, na terenie miasta Grodna i innych miejscowości tego obwodu, z udziałem nieletnich, zorganizowali i przeprowadzili szereg nielegalnych imprez masowych na cześć uczestników antyradzieckich formacji zbrodniczych, działających w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i po jej zakończeniu, dokonujących rabunków, mordów na ludności cywilnej Białorusi i niszczenia mienia. Ich działania miały na celu rehabilitację nazizmu i usprawiedliwianie ludobójstwa narodu białoruskiego”. Identyczne zarzuty usłyszała wcześniej dyrektorka polskiej szkoły społecznej w Brześciu i założycielka lokalnego Forum Polskich Inicjatyw, Anna Paniszewa, która od 13 marca przebywa w areszcie. Władze oskarżyły ją o rzekome gloryfikowanie nazizmu podczas zorganizowanej przez nią uroczystości z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Sprawa jednak od samego początku była wymyślona przez propagandę reżimową, po to, żeby sąd gospodarczy obwodu brzeskiego mógł podjąć w kwietniu 2021 roku decyzję o likwidacji Szkoły Polskiej w Brześciu pod fałszywym zarzutem „poważnego naruszenia ustawodawstwa, które spowodowało uszczerbek państwowym i społecznym interesom”. Widać więc wyraźnie, że sądownictwo białoruskie nadal działa w myśl stalinowskich wytycznych, które głosiły: „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie!”.

Wszystko wskazuje na to, że działania prowadzone od wielu lat z ogromną determinacją i premedytacją przez władze białoruskie zmierzają konsekwentnie do całkowitego rozbicia polskich organizacji i likwidacji polskiego szkolnictwa, a celem ostatecznym ma być wynarodowienie Polaków mieszkających na Białorusi. Dowodem na to jest procedowana obecnie w parlamencie białoruskim nowa ustawa oświatowa, która zakłada, że jedyne 2 państwowe szkoły z polskim językiem nauczania mają być zamienione w placówki dwujęzyczne. Lekcje mają być tam prowadzone wyłącznie w języku rosyjskim lub białoruskim. Nowe przepisy zniosą również możliwość zdawania egzaminu końcowego przez uczniów tych szkół w języku ojczystym. Placówki w Grodnie i Wołkowysku, których budowę i wyposażenie sfinansowało państwo polskie, istnieją od ponad 20 lat i uczy się w nich kilkaset polskich dzieci, pomimo tego, że ich dyrekcje pod naciskiem władz białoruskich ograniczają przyjmowanie wszystkich chętnych. Kolejnym ciosem w polską oświatę są przygotowywane rozwiązania prawne, które mają zakazać instytucjom niepublicznym używania takich nazw jak: „szkoła”, „liceum”, „akademia” czy „uniwersytet”. W konsekwencji doprowadzi to do likwidacji szkół prowadzonych przez polskie organizacje społeczne, które nie będą już mogły określać się szkołami, a wydawane przez nie dyplomy nie będą uznawane. Szkoły społeczne są faktycznie filarem polskiej oświaty na Białorusi, bowiem w roku szkolnym 2017/2018 w kilkuset placówkach uczyło się języka polskiego około 13 tys. uczniów. Kolejną formą dyskryminacji są szykany wymierzone w posiadaczy Karty Polaka, których, w okresie od 2008 do września 2019 roku, wydano obywatelom białoruskim polskiego pochodzenia 131 770. W 2011 roku kwestia funkcjonowania Karty Polaka była przedmiotem analizy Sądu Konstytucyjnego Białorusi, który uznał, że „omawiany dokument nie jest zgodny z ogólnie uznanymi zasadami równości państw i nieingerencji w sprawy wchodzące w zakres wewnętrznych kompetencji innego państwa, a także że jest sprzeczny z białoruską konstytucją, która gwarantuje wszystkim narodowościom równe prawa”. Od tego czasu obywatele Białorusi posiadający Kartę Polaka nie mogą liczyć na awans w sektorze państwowym, zakazuje się też posiadania tego dokumentu urzędnikom i pracownikom służb mundurowych. Władze białoruskie zwalczają również Kościół rzymskokatolicki, uznając, że jest on ostoją polskości. Do polskich parafii wprowadzają często księży białoruskich, którzy odprawiają msze święte w języku białoruskim, co budzi zrozumiały opór wśród polskich wiernych. Niszczone są również polskie miejsca pamięci, zwłaszcza cmentarze, gdzie nierzadko wysypuje się śmieci, a nawet wypasa bydło. Krzyże katolickie są często łamane, a nagrobki burzone. Według wyliczeń Kościoła katolickiego w 2009 roku liczba katolików na Białorusi wynosiła 1,4 mln osób, a hierarchowie katoliccy są zdania, że zdecydowana większość wiernych spontanicznie utożsamia się z polskością, ponieważ są to osoby mające polską świadomość narodową. Istnieje nawet liczna grupa osób narodowości białoruskiej uważająca się za Polaków, ze względu na swoje wyznanie katolickie. Dlatego są oni często określani na Białorusi jako tzw. kościelni Polacy. W świetle przytoczonych faktów można więc uznać, że strona białoruska złamała większość zapisów traktatu z 1992 roku, dotyczących ochrony mniejszości narodowych, a postępowanie władz białoruskich w stosunku do naszych rodaków nosi wszelkie znamiona barbarzyństwa, które zasługuje na zdecydowane potępienie.

W dniu 6 kwietnia 2021 roku Aleksandr Łukaszenka po raz kolejny obnażył swoje antypolskie oblicze, gdy podczas narady rządu białoruskiego, relacjonowanej przez Agencję BiełTA, omawiając stan stosunków polsko-białoruskich, stwierdził: „Nie chcemy wojny [z Polakami], ale jeżeli do nas będą w taki sposób się odnosić, jak to było pod koniec ubiegłego roku i teraz, dostaną w mordę i to bardzo mocno”. Represje wymierzone w naszych rodaków określił zaś adekwatną „reakcją organów ścigania na złamanie prawa przez niektórych obywateli Białorusi nazywających siebie Polakami”. Przedstawił również swój prawdziwy stosunek do Polaków, mówiąc: „Nie zamierzamy wyrzynać tych, którzy przynoszą korzyść państwu. Ale my zobaczyliśmy, kto jest kto. Dlatego musimy nimi wstrząsnąć. Jeżeli będą zdolni pracować dla państwa, będziemy z nimi współpracowali. A jeżeli nie, to pod nóż”. Polecił też podległym sobie organom przeprowadzić kontrole w polskich szkołach i innych organizacjach oraz zlecił ministrowi spraw zagranicznych zaznajomienie zachodniej opinii publicznej z „kwestią polską”. Ponieważ jego zdaniem: „Na Zachodzie nie wszyscy rozumieją, co się naprawdę dzieje. [Dlatego] trzeba aktywniej promować tematy związane z prześladowaniami etnicznych Białorusinów w okresie międzywojennym oraz w okresie powojennym, z działalnością polskich, i nie tylko polskich, nacjonalistycznych formacji bandyckich na naszym terytorium oraz z dążeniami władz tych państw do odzyskania kontroli nad częścią terytorium Białorusi”. Poza tym, fałszywa narracja prezentująca Polskę jako „ciemiężyciela i okupanta Białorusi” jest głoszona przez reżimową propagandę od wielu lat i ma na celu ukształtowanie negatywnego wizerunku Polaka, jako brutalnego polonizatora, siłą narzucającego Białorusinom swój język i kulturę. Jedyną zaś obroną przed rzekomą polską agresją ma być baćka Łukaszenka, będący w „braterskim” sojuszu z Rosją, która jego zdaniem zawsze niosła „wyzwolenie” uciemiężonym ludom. W szkołach białoruskich dzieci uczą się m.in. o tym, że polski szlachcic wyzyskiwał chłopów i bezprawnie bogacił się na rabunku bezbronnego ludu białoruskiego oraz że NKWD nie mordowało Polaków w Katyniu. Powszechna jest też gloryfikacja komunistycznych zbrodniarzy i opluwanie naszych Żołnierzy Wyklętych, których upamiętnianie Łukaszenka określił „heroizacją bandytów i przestępców wojennych”. Jednak najbardziej wymownym przykładem kontynuacji sowieckiej wykładni historycznej przez reżim Łukaszenki, jest zaproponowanie przez niego w marcu 2021 roku, żeby świętem państwowym Białorusinów uczynić dzień 17 września, gdyż jego zdaniem w 1939 roku „rozpoczął się wyzwoleńczy pochód Armii Czerwonej, w wyniku którego doszło do zjednoczenia Zachodniej Białorusi i BSRR” lub 14 listopada, bo wtedy doszło w 1939 roku do „przyjęcia Zachodniej Białorusi w skład BSRR”. Łukaszenka, mówiąc podczas Ogólnobiałoruskiego Zjazdu Ludowego o potrzebie „pojednania narodu”, zaproponował prowokacyjnie nowe święto na wzór obchodzonego od kilkunastu lat w Rosji, gdzie 4 listopada świętują wypędzenie Polaków z Kremla w 1612 roku. W ten sposób postanowił oddawać hołd agresji sowieckiej na Polskę i upokorzyć Polaków mieszkających na Białorusi, którym ta data kojarzy się wyłącznie z tragedią i cierpieniem.

Łukaszenka, w celu uzasadnienia swoich urojeń i zastraszenia Białorusinów, głosi od dawna tezę, że „Warszawa chce zaanektować Grodzieńszczyznę i gromadzi wojska przy granicy”, chociaż faktycznie jedynych demonstracji militarnych dokonują wojska białoruskie, których kolumny zmechanizowane, co jakiś czas przejeżdżają ulicami Grodna, żeby terroryzować miejscowych Polaków. Na poligonach białoruskich odbywają się też cykliczne manewry ZAPAD, w których uczestniczą masowo wojska rosyjskie, ćwiczące działania zaczepne wymierzone w państwa wschodniej flanki NATO, przede wszystkim w Polskę. Dlatego nie można wierzyć w „pokojowe nastawienie” Łukaszenki, który ostatnio posunął się nawet do tak groteskowego przedstawienia, jak oznajmienie światu, że rosyjskie FSB i białoruskie KGB udaremniły próbę zbrojnego przewrotu na Białorusi i jego „fizyczną eliminację”. Grupa opozycjonistów białoruskich (prawnik i politolog) miała ponoć „planować przewrót wojskowy według scenariusza kolorowych rewolucji z zaangażowaniem miejscowych i ukraińskich nacjonalistów”. Jeden ze spiskowców miał się nawet udać do Moskwy, żeby „po konsultacjach w USA i w Polsce, spotkać się z przedstawicielami sił zbrojnych Białorusi, by przekonać ich do udziału w przewrocie”. Domniemani „spiskowcy zostali zatrzymani przez rosyjskie służby bezpieczeństwa i przekazani partnerom białoruskim”, a zamach „miał być przeprowadzony 9 maja, gdy obchodzony jest Dzień Zwycięstwa ZSRS w II wojnie światowej”. Jednak nikt rozsądny nie jest w stanie uwierzyć w ten stek bzdur, mający odwrócić uwagę świata i społeczeństwa białoruskiego od prawdziwych działań podejmowanych przez reżim Łukaszenki, któremu stałego wsparcia udzielają Rosjanie. Pomogli mu opanować chaos i spacyfikować opozycję po ubiegłorocznych sfałszowanych wyborach, a historyjki o planowanych zamachach na jego osobę pojawiają się za każdym razem jak słabnie jego pozycja na Białorusi. Dlatego w przeszłości, żeby podkreślić jego niezależność od Moskwy, sfingowano „zamach”, którego autorami miały być elementy prorosyjskie, a teraz, żeby uzasadnić represje wobec Polaków, przypisuje się niecne intencje „zachodnim imperialistom”, których narzędziem ma być rzekomo „pańska” Polska.

Wielu naiwnych polityków, tak w Polsce, jak i na Zachodzie, nadal wierzy w to, że można się porozumieć z Łukaszenką. Dlatego przyjmują wobec niego ustępliwą postawę, „szanującą jego wrażliwość”, starając się wpłynąć na zmianę jego polityki wewnętrznej i zagranicznej. Prawda zaś jest taka, że przyczyną wszelkich niepowodzeń w tym zakresie jest brak zainteresowania z jego strony jakimkolwiek dialogiem, nie tylko z Polską, czy Zachodem, ale także ze społeczeństwem białoruskim. Białoruś pod rządami Łukaszenki jest całkowicie zależna od Rosji, szczególnie w aspekcie militarnym i gospodarczym, co determinuje jego postępowanie, bowiem nie jest on przywódcą suwerennego państwa, lecz namiestnikiem prowincji rosyjskiej, która tylko nominalnie i tymczasowo odgrywa rolę samodzielnego podmiotu politycznego. Jest więc oczywistym i wcale nieukrywanym zamiarem Kremla, żeby w przyszłości, gdy sytuacja będzie sprzyjająca, dokonać inkorporacji Białorusi do Federacji Rosyjskiej, a tymczasem główną rolą Łukaszenki jest przygotowywanie gruntu pod „zjednoczenie bratnich narodów”. Gdyby zaś przyszło mu do głowy, żeby „wyrwać się z braterskiego uścisku” Moskwy, to Putin zdmuchnie go jak świecę, bo ma do tego wszelkie potrzebne instrumenty. Zwłaszcza, że od 1999 roku oba kraje tworzą skonfederowane Państwo Związkowe Białorusi i Rosji (ZBiR), a Kreml w przeszłości już parę razy wskazywał Łukaszence na możliwość stworzenia jednolitego państwa i przekształcenia terytorium białoruskiego w trzy gubernie rosyjskie. Wcześniej nie było do tego odpowiedniego klimatu, ale obecnie, w obliczu kryzysu politycznego po ostatnich wyborach prezydenckich, Mińsk z większą determinacją dąży do pogłębienia integracji z Rosją. Przeszkodą na drodze do sfinalizowania tego procesu mogą być jedynie ograniczone możliwości finansowe Rosji i opór społeczeństwa białoruskiego. W tym kontekście należy też rozpatrywać sytuację Polaków na Białorusi, którzy stali się zakładnikami w relacjach polsko-rosyjskich. I jakkolwiek nasi rodacy są dla Łukaszenki poręcznym chłopcem do bicia, a rzekomy polski imperializm jest straszakiem na niepokornych Białorusinów, którzy jego zdaniem powinni szukać oparcia w ramionach Rosji, to klucz do unormowania stosunków polsko-białoruskich i poprawy losu mniejszości polskiej na Białorusi spoczywa w rękach władców Kremla.

Dlatego Liga Obrony Suwerenności uważa, że dla polepszenia sytuacji Polaków na Białorusi należałoby rozmawiać bezpośrednio z Rosją, a nie z jej namiestnikiem, ponieważ Moskwa posiada odpowiednie instrumenty nacisku na Łukaszenkę i może go łatwo powstrzymać przed stosowaniem represji wobec naszych rodaków. Niemniej jednak zdajemy sobie sprawę, że w obecnych realiach, gdy stosunki polsko-rosyjskie są bardzo napięte, osiągnięcie porozumienia w tej kwestii jest praktycznie niemożliwe. W związku z tym wzywamy rząd polski do zajęcia twardego stanowiska wobec reżimu Łukaszenki i wykorzystania dostępnych form nacisku, w postaci odpowiednich sankcji oraz przeprowadzenia kampanii dyplomatycznej i informacyjnej, która zmobilizuje naszych sojuszników, struktury międzynarodowe i zagraniczną opinię publiczną do wsparcia Polski w obronie naszej mniejszości na Białorusi. Zdajemy też sobie sprawę z tego, że przetrwanie polskości na dawnych Kresach Północno-Wschodnich Rzeczypospolitej, nie zależy jedynie od kaprysów salonów dyplomatycznych, czy od złej woli brutalnych rusyfikatorów, lecz przede wszystkim od siły żywiołu polskiego na tych terenach. Polacy żyjący na Białorusi to dzielni i twardzi ludzie, którzy przez długi czas opierali się procesom rusyfikacyjnym i eksterminacyjnym. Przeszli przez piekło sowieckich prześladowań, a jednak przetrwali i nie dali się wynarodowić, za co należy im się nasz najwyższy szacunek i wdzięczność, bo oni nie porzucili Ojczyzny, tylko Polska została brutalną siłą najeźdźców i podłą zdradą „sojuszników” wypchnięta z Kresów. Nasi rodacy pragną w spokoju pielęgnować język ojczysty, swoją kulturę i historię oraz utrzymywać nieograniczone kontakty z Macierzą. Dlatego władze polskie powinny zwiększyć wsparcie materialne dla polskiego szkolnictwa, organizacji społecznych i Kościoła katolickiego na Białorusi, tak, aby mogły tam skutecznie pracować na rzecz polskiego odrodzenia narodowego. Trzeba też wzmocnić polskie elity w państwie białoruskim poprzez rozwinięcie systemu stypendialnego dla osób polskiego pochodzenia, które chciałyby u nas studiować oraz zacieśnienie współpracy gospodarczej z polskimi przedsiębiorcami z Białorusi. Wskazane jest także zniesienie utrudnień w utrzymywaniu kontaktów z Macierzą oraz zastosowanie wszelkich możliwych ułatwień dla naszych rodaków zza kordonu w poszukiwaniu zatrudnienia w Polsce.

Liga Obrony Suwerenności uważa, że władze polskie nie powinny tolerować gwałtów na naszych rodakach i muszą zdecydowanie upomnieć się o prawa ludności polskiej na Białorusi. Państwo polskie ma obowiązek chronić Polaków przed wszelkimi formami prześladowania, bez względu na miejsce ich zamieszkania. Dlatego należy skończyć z polityką obłaskawiania Łukaszenki, bo ta miękka postawa nie jest w stanie powstrzymać reżimu białoruskiego przed dalszą eskalacją prześladowań naszych rodaków. Jednocześnie trzeba odrzucić wszelkie próby wykorzystania Polski, jako narzędzia do realizacji cudzych interesów i organizatora „kolorowych rewolucji” za naszą wschodnią granicą, bo to nie służy polskim interesom narodowym. Dlatego, że w relacjach z Białorusią, polska racja stanu wymaga od nas stałego wzmacniania potencjału intelektualnego, gospodarczego i organizacyjnego polskiej mniejszości narodowej, a nie wywoływania tam chaosu, wykorzystywanego przez obce potęgi do zmiany układu geopolitycznego lub przez globalne korporacje do robienia naszym kosztem lukratywnych interesów.

Liga Obrony Suwerenności potępia represje stosowane przez reżim białoruski wobec polskich działaczy narodowych i solidaryzuje się z nimi w ich pracy na rzecz umacniania polskości na Białorusi. Jednocześnie zdecydowanie odrzucamy wszelkie próby usprawiedliwiania antypolskiej i dyskryminacyjnej polityki uprawianej przez Aleksandra Łukaszenkę, który, wbrew fałszywym opowieściom jego bezkrytycznych wielbicieli i moskalofilów, wcale nie jest przyjacielem Polski, tylko brutalnym satrapą o mentalności sowieckiego kołchoźnika.

Gdańsk, dn. 10 maja 2021 roku.

Przewodniczący

Ligi Obrony Suwerenności

Wojciech Podjacki